Rozmowa z Henrykiem Krzoskiem, z pochodzenia szczecinianinem, autorem książki „Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło"
- Patrząc na pana, trudno uwierzyć, że przez kilka lat był pan osobą bezdomną, uzależnioną od alkoholu, która spała na ulicy i w śmietniku.
- Tak, trudno w to uwierzyć. Dzisiaj po mnie tego nie widać. Ale to nie jest moje dzieło.
- Jak to się stało, że znalazł się pan w kryzysie bezdomności?
- Trzeba wrócić do mojego dzieciństwa. Tata był alkoholikiem, mama od rana do wieczora pracowała, żeby nas utrzymać. Czułem się porzucony jako dziecko. To wpływało na moją psychikę, nie potrafiłem się uczyć, odwiedzałem szpital psychiatryczny. Przytłaczała mnie sytuacja rodzinna, wstyd przed kolegami. Byłem w piątej klasie, którą powtarzałem trzeci rok, kiedy matematyk zobaczył, że powróciłem po długich wagarach. Powiedział wtedy: „Krzosek, z ciebie nic już nie będzie". Stałem na korytarzu, podczas przerwy, z kolegami, na których mi zależało. A tu przychodzi ktoś ważny, autorytet i wyrokuje, że ze mnie nic nie będzie… Pamiętam ten ból w sercu...
...