Rozmowa z Joanną Prykowską
- W sobotę wystąpisz w Teatrze Małym ze swoim nowym zespołem, Joanna von Lubow. W nazwie jest twoje imię. A skąd pomysł na „von Lubow"?
- Koledzy z zespołu upierali się, byśmy występowali po prostu jako Joanna Prykowska. Ale nie zgodziłam się na to, bo przecież nie jesteśmy solowym projektem. Długo trwało wymyślanie nazwy dla zespołu. Propozycji było mnóstwo, bardziej głupie i mniej głupie, takie, które podobały mi się, a kolegom nie i odwrotnie. Nazwa Lubow urzekła mnie, bo mam korzenie rosyjskie i wewnętrznie czuję w sobie wschodnią moc. Moja babcia była Rosjanką, a mama urodziła się w Kirgizji. Zaczynam teraz śledzić losy mojej rodziny. Stąd ten akcent rosyjski w nazwie zespołu - lubow, czyli miłość.
- Jak długo razem gracie w obecnym składzie zespołu?
- Pierwszy koncert zagraliśmy w ubiegłym roku w Kanie na festiwalu Akustyczeń. To był bardzo spontaniczny występ, bo jakiś czas wcześniej nasze wektory się spotkały, żeby sobie razem pograć. Takie były potrzeby muzyczne „starych koni". Wtedy w Kanie wystąpiliśmy z utworami, którymi
...