Chile to zapewne rzadko wybierany przez mieszkańców naszego regionu kierunek wyjazdów, bo też, wiadomo, jest to drugi koniec świata. To oszałamiające różnorodnością krajobrazów państwo w Ameryce Południowej zasługuje jednak na dużo życzliwej uwagi. Także ze względu na tyleż gwałtowne, co brutalnie pacyfikowane protesty społeczne, które nim teraz wstrząsają.
Podróż
To ta część wyprawy, która może najmocniej do podjęcia wyzwania zniechęcić. Tanio nie jest i nie będzie, z wydatkiem minimum 2,5 tys. zł na same bilety lotnicze trzeba się liczyć, a i taką cenę trzeba ustrzelić okazyjnie. Najłatwiej chyba na przełomie listopada i grudnia, co wbrew pozorom nie jest złym rozwiązaniem - w centralnej i północnej części kraju jest wtedy bardzo ciepło.
Ale przede wszystkim podróż jest długa i męcząca, trwa na dobrą sprawę dobę. Jak najprościej? Najpierw do Berlina, dalej niezłym wyborem jest hiszpańska linia lotnicza Iberia. Tyle że nieco ryzykownym, bo na przesiadkę w Madrycie w najbardziej z pozoru dogodnym połączeniu jest godzina. I przy nawet niewielkim opóźnieniu może się okazać, że to bardzo mało czasu. Rzecz w tym, że skorzystać trzeba z przepastnego Terminalu 4S, do którego najpierw… trzeba dojechać kolejką, a potem, biegnąc, szukać właściwej bramki.
Po jej minięciu podróżnika czeka trwający 13 i pół godziny lot do Santiago. Trzeba niestety wziąć też pod uwagę, że nad Atlantykiem samolot wpaść może w turbulencje. I pamiętać, żeby wypełnić rozdawany przez stewardesy formularz dla służb granicznych, a „pokwitowanie” schować i okazać przy wylocie w drogę powrotną.
Chaos w stolicy
Santiago de Chile nie jest pięknym miastem. A dla Europejczyka bardzo trudnym do zrozumienia. Szczególne teraz, w trakcie trwających od października protestów ulicznych. Ślady tych ostatnich dostrzec można praktycznie na każdym kroku, bo co chwilę widać spalony market, stację metra, przystanek autobusowy, aptekę czy inne obiekty. W centrum w wielu miejscach zniknęły chodniki, ich pokruszonych fragmentów protestujący używają bowiem do walki z pacos, czyli znienawidzonymi policjantami. A wykonane farbami w sprayu napisy widać dosłownie na każdym, ale to każdym budynku. Szczególnie na kościołach, bo kler w powszechnym mniemaniu ma bardzo bliskie związki z rządzącymi Chile konserwatystami. Najczęściej eksponowanym uosobieniem zła jest jednak prezydent Sebastián Pinera.
...