Niedziela, 14 grudnia 2025 r. 
REKLAMA

Zimno, czyli głęboki ślad w pamięci

Data publikacji: 2025-12-13 10:12
Ostatnia aktualizacja: 2025-12-13 10:12

Grudzień to w naszym narodowym kalendarzu miesiąc pełen tragedii, których pamięć, szczególnie w Szczecinie, jest ciągle bolesna i żywa. One wciąż rezonują w naszej historii. Zanim przejdę do tych, z którymi my, szczecinianie, jesteśmy szczególnie związani, przypomnę kilka grudniowych dat ważnych dla całego kraju. To wydarzenia, które ukształtowały naszą pamięć narodową.

Pierwsza z nich to 27 grudnia 1918 roku, dzień wybuchu Powstania Wielkopolskiego. Poznaniacy słusznie podkreślają, że było to jedyne w historii Polski zwycięskie powstanie, które w efekcie doprowadziło do powrotu Wielkopolski w granice odradzającej się Rzeczypospolitej.

Kolejna ważna data to 17 grudnia 1922 roku – zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza. Historycy podkreślają, że był to jedyny zamach na głowę państwa w II Rzeczypospolitej. Obie te daty funkcjonują w naszej świadomości głównie jako materiał z lekcji historii, ale to właśnie one budują skojarzenie grudnia, jako czasu politycznego napięcia i dramatów.

W Szczecinie mamy jednak własną, znacznie młodszą, lecz silnie obecną w narodowej i lokalnej pamięci historię grudnia. Jest na tyle ważna, że nie tylko historycy pochylają się nad jej znaczeniem. Poczucie, że tamte wydarzenia zostawiły głęboki ślad, skłania również ludzi, którzy je przeżyli lub obserwowali, do dzielenia się wspomnieniami. Do ich grona należy Artur Daniel Liskowacki – mój kolega z podwórka, a od lat 90. również kolega redakcyjny.

„Zimno” – to najnowsza książka Artura Daniela Liskowackiego. O czym jest? Kazimierz Brakoniecki w posłowiu określił ją jako „znakomitą rozrachunkową powieść psychologiczno-obyczajową o politycznym podłożu, odwołującą się do wspomnień pokolenia, które ma dziś 60-70 lat”. To właśnie m.in. o moim pokoleniu jest ta powieść.

Mieszkaliśmy wtedy obaj tuż przy Miejskiej Radzie Narodowej i w sąsiedztwie Jasnych Błoni. Nas, chłopaków, było wielu: „Siwy”, Jędrek, „Ciuciupa”, „Wąsal”, zwany też „Wąsik-katolik”, Przemo, Szymon i kilku innych. Mieliśmy po 10-15 lat. Ja – jedenaście. Doskonale pamiętam atmosferę tamtych dni, ich napięcie i charakterystyczne „atrybuty”.

Wojsko wyszło z koszar, w mieście stały czołgi, użyto gazów łzawiących. Strzelano z ostrej amunicji. Byli zabici i ranni. Leżał głęboki śnieg, a szkoły zamknięto „z powodu zimna”. Oficjalnie brakło węgla, bo – jak głosiła propaganda – zamarzły tory i pociągi nie mogły dowieźć ze Śląska „czarnego złota”.

Nasza ulica graniczyła z ul. Tuwima. Szybko rozeszła się wieść, że jedną z ofiar grudniowej masakry był Michał Skipor, dziewiętnastolatek mieszkający na Tuwima. Rodzice surowo zabraniali nam włóczyć się po okolicy. Miejska Rada Narodowa była otoczona kordonem milicji i wojska. W parku stały czołgi, a my, nieświadomi zagrożeń, chcieliśmy szukać łusek po nabojach na Jasnych Błoniach.

Tamten grudzień nie zapisał się jedynie w naszej pamięci historycznej. On wrył się głęboko w podświadomość – jako ślad trwały, wciąż żywy. Na tyle silny, że stał się kanwą ostatniej książki Artura D. Liskowackiego. Jej promocja odbyła się 3 grudnia br. w Domu Kultury 13 Muz. Byłem tam, kupiłem książkę i poprosiłem autora o dedykację. Artur napisał tak: „Krzyśku, Ty wiesz, ja wiem, jak drzewiej w Szczecinie było”.

Wiem. I uwierzcie – noszę tę wiedzę bardzo głęboko w pamięci. ©℗

Krzysztof Żurawski

Tylko zalogowani użytkownicy mają możliwość komentowania
Zaloguj się Zarejestruj