Niedziela, 07 grudnia 2025 r. 
REKLAMA

Słynni pisarze, czyli lepiej, aby ich tu nie było…

Data publikacji: 2025-12-06 10:18
Ostatnia aktualizacja: 2025-12-06 10:18

Uczestniczyłem ostatnio w 13. Festiwalu Czytania, odbywającym się tradycyjnie w Książnicy Pomorskiej. W jego ramach miałem przyjemność prowadzić rozmowę z panią Haliną Różanek, osobą zafascynowaną postacią duńskiego baśniopisarza, Hansa Christiana Andersena. O pani Halinie i jej imponującym zbiorze andersenianów pisałem w grudniu ubiegłego roku na łamach „Kuriera” („Gdzie w Szczecinie mieszka Hans Christian Andersen?”).

W trakcie spotkania pani Halina wspomniała mało znany epizod z życia pisarza — jego pobyt w Szczecinie. Andersen odnotował go w „Dziennikach 1825–1875”: „O 14.30 byłem w Szczecinie (1 sierpnia 1844 r. – przyp. K.Ż.), zatrzymałem się w pierwszym lepszym hotelu, Hotel de Prusse, ale był kiepski, bardzo nieuprzejmi służący. – Potem jednak wydali mi się nie aż tacy źli, dziewczynie nie zamykają się usta. – Piłem porter zmysłowy.”
Mieszczący się przy Louisenstraße (Staromłyńska) budynek dawnego „Hotel de Prusse” przetrwał wojnę. Po 1945 roku zmienił funkcję — dziś mieści się tam siedziba Sądu Administracyjnego. Próżno jednak na jego fasadzie szukać tablicy upamiętniającej pobyt autora „Królowej Śniegu”.

A skoro już Andersen ze swoim porterem trafił do szczecińskiej opowieści, to przypomnijmy innego wielbiciela złocistego trunku – chodzi o Jaroslava Haška, autora „Przygód dobrego wojaka Szwejka…”. Zdaniem moich czeskich przyjaciół, pod koniec 1920 roku on również był w Szczecinie. Towarzyszyć miała mu Aleksandra Gawriłowna Lwowa, jego rosyjska żona. Oboje mieli przypłynąć z Tallina parowcem „Cypr”, wysiąść w szczecińskim porcie i ruszyć na dworzec w oczekiwaniu na pociąg do Berlina, a później do Pragi.

Hašek stworzył jedną z moich ulubionych postaci literackich, czyli Józefa Szwejka, sprzedawcę psów, filozofa nieporozumień, a przede wszystkim — jak sam mówił o sobie idiotę z urzędu: „Byłem badany przez specjalną komisję wojskową, która orzekła, że jestem idiotą. Oficjalnie, z urzędu”. Jego myśl bywała głębsza, niż chcieliby jego przełożeni. To właśnie on stwierdził: „Gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego”.

Andersen i Hašek to tylko wierzchołek literackiej góry lodowej. W Szczecinie bywali również inni: Robert Eduard Prutz, poeta i publicysta liberalny, autor wierszy o wolności i sprawiedliwości społecznej. Dalej - Fritz Reuter, jedna z ikon literatury dolnoniemieckiej. Trafił tu jako więzień polityczny i właśnie w mieście nad Odrą zaczęła się jego droga pisarska.

Słynnych nazwisk jest więcej. I choć każde warte wspomnienia, to jedno zawsze jest mi szczególnie bliskie: Hans Fallada, właściwie genialny Rudolf Ditzen — alkoholik, morfinista, ale i jeden z najważniejszych niemieckich prozaików XX wieku. Związany ze Szczecinem tylko epizodycznie, a jednak dla mnie wyjątkowy. Mieszkając w pobliżu Jasnych Błoni, często przechodziłem obok domu, w którym Fallada mieszkał. Dziś nie znajdziemy tam nawet najmniejszej wzmianki, choćby skromnej tabliczki, że właśnie tu mieszkał autor „Każdy umiera w samotności”.

A może chodzi o to, że to nie „nasi” autorzy, lecz obcy? A może po prostu chodzi o to, że w magistracie nieodległym od miejsca pobytu i pracy Fallady, trudno znaleźć wolę, nie tylko polityczną, ale przede wszystkim mentalną, aby ich uhonorować?

Precedens już jest: mamy wszak upamiętnienie Alfreda Döblina oraz Kurta Tucholsky’ego. Więc może z nowym, 2026 rokiem uda się przynajmniej trzy tabliczki u rzemieślnika obstalować i zamontować na budynkach? A może wciąż nie potrafimy postawić im tablic — bo łatwiej czcić legendę niż człowieka? Bo legenda, jak wiadomo, niczego od miasta nie wymaga... ©℗

Krzysztof ŻURAWSKI

Tylko zalogowani użytkownicy mają możliwość komentowania
Zaloguj się Zarejestruj