Środa, 22 października 2025 r. 
REKLAMA

„Kurier” to nie tylko słowo, ale i pamięć

Data publikacji: 2025-10-18 10:27
Ostatnia aktualizacja: 2025-10-18 10:27

Kurier” obchodzi 80-lecie istnienia na rynku prasowym. Jubileusz nie może się obyć bez wspomnień. Będzie tak również w moim przypadku – bo to materiał w sam raz na felieton. Ktoś ostatnio zapytał mnie o to, jak trafiłem do „Kuriera”. Puryści mnie za to nie pochwalą, ale zacznę od „a więc”. A więc to było tak: dobiegał końca rok 1990. W Polsce odbywały się wybory prezydenckie. PKW zarejestrowała sześciu kandydatów: Romana Bartoszcze, Włodzimierza Cimoszewicza, Tadeusza Mazowieckiego, Leszka Moczulskiego, Stanisława Tymińskiego oraz Lecha Wałęsę.

Po pierwszej turze, 25 listopada, w grze pozostało dwóch – Wałęsa i Tymiński. Mój kandydat, Tadeusz Mazowiecki, przepadł. Na 9 grudnia wyznaczono drugą turę wyborów. Ostatecznie wygrał Lech Wałęsa, który pokonał Tymińskiego.

A w międzyczasie, dokładnie 6 grudnia 1990 roku, w „Kurierze Szczecińskim” ukazał się mój tekst pt. „5 schodów do Europy”. Zwrócił on uwagę Anny Więckowskiej-Machay ówczesnej redaktor naczelnej, w efekcie zaproponowano mi pracę.

I tak zaczęła się moja przygoda z „Kurierem” – choć nie z dziennikarstwem, bo wcześniej pracowałem już w innych redakcjach. Trafiłem do Działu Miejskiego, będącego wówczas sercem gazety. To właśnie tam przychodzili Czytelnicy z problemami, tam opisywano codzienność miasta – jego rytm, absurdy, ludzkie emocje.

Szczególnie lubiłem tzw. trudne, ludzkie sprawy. Pisałem również felietony i reportaże, ale unikałem tematów ekonomicznych i sportu – po prostu się na nich nie znałem. To był czas, gdy miasto – podobnie jak Polska – starało się złapać oddech po długim okresie zastoju.

Nie można go porównywać z rokiem 1945, gdy ukazał się pierwszy numer „Kuriera”, ale przełom lat 80. i 90. XX wieku miał swój własny dramatyzm. Były ruiny poprzedniego systemu, ale też entuzjazm budowania czegoś nowego.

Nie bez znaczenia był fakt, że zlikwidowano Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, czyli słynną „cenzurę”. Nagle można było pisać o wielu sprawach wprost – jedyne ryzyko polegało na tym, że zamiast telefonu z „cenzury” lub z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, można było dostać pozew sądowy. Skoro o tym mowa – pierwszy prasowy proces sądowy w Polsce po 1989 roku miał związek właśnie z redakcją „Kuriera Szczecińskiego”.

Tamte czasy miały w sobie coś z dziennikarskiego romantyzmu. Nie było internetu, nie było wyszukiwarek ani mediów społecznościowych. Był za to telefon, notatnik i ucho wyczulone na ludzkie sprawy. Reporter był wtedy kimś między kronikarzem a biurem interwencji – człowiekiem, który słuchał i próbował zrozumieć.

Redakcja „Kuriera” była jak serce miasta – biła w jego rytmie. Gdy ktoś wpadał z tematem, w całym pokoju słychać było stukot maszyn do pisania. Był też czas na śmiech i imprezowanie. W redakcji przy placu Hołdu Pruskiego kwitło również życie towarzyskie.

Dziś świat jest już inny. Szybszy, bardziej cyfrowy, mniej cierpliwy. Dziennikarze mają dostęp do tysięcy źródeł, ale coraz trudniej im dotrzeć do człowieka. Czytelnik też się zmienił – chce wiedzieć wszystko natychmiast, ale rzadko ma czas, by się zatrzymać i analizować.

„Kurier” przez osiem dekad był lustrem Szczecina i regionu – czasem krzywym, czasem matowym, ale zawsze odbijającym to, co w nim najżywsze: ludzi, ich spory, pasje i codzienne troski. W lokalnej gazecie widać było, jak i czym żyje miasto – nie w sondażach, nie w raportach, ale w drobnych historiach, które dzieją się na naszych ulicach.

Dziś, po ośmiu dekadach, „Kurier” jest już seniorem prasy, ale trzyma się dobrze – nawet jeśli częściej bywa czytany na ekranie niż na papierze.

Bo niezależnie od formy, gazeta to nie tylko medium. To pamięć.

Każdy numer to cegiełka w murze miejskiej tożsamości, ślad minionych dni, rozmów i emocji.

Gdy dziś sięgam po „Kurier” – wiem, że świat wokół zmienił się nie do poznania. Nie ma już stukotu maszyn do pisania, nie ma zapachu świeżego druku o świcie – jest jednak coś ważniejszego: duch redakcji. Bo „Kurier” to nie tylko tytuł prasowy – to wspólnota ludzi, którzy wierzyli i wciąż wierzą, że warto opowiadać o swoim mieście.

W tych ośmiu dziesięcioleciach mieszczą się historie pokoleń: pionierów, marzycieli, upartych reporterów i Czytelników, którzy codziennie sięgali po gazetę, by zobaczyć w niej kawałek siebie. Może to właśnie dlatego „Kurier” trwa – bo jest potrzebny nie tylko do czytania, ale i do pamiętania. ©℗

Krzysztof ŻURAWSKI

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500