Na czwartek (13.03) miałem wyznaczony termin rezonansu magnetycznego w szpitalu przy ul. Arkońskiej. Pojechałem tam tramwajem – raz dlatego, że jazda jest praktycznie „od drzwi do drzwi”, a dwa, ponieważ jako emeryt mam zniżkowy bilet i wykorzystuję swój przywilej tak często jak tylko się da.
Z pętli Pomorzany do szpitala przy ulicy Arkońskiej jedzie się około 30 minut. Na drogę wziąłem ze sobą książkę poleconą mi przez Paulinę Olechowską – wykładowczynię w Instytucie Literatury i Nowych Mediów US. Tytuł książki to „Strach przed lataniem”, amerykańskiej topowej autorki o nazwisku Erica Jong. Treść tej głośnej w swoim czasie powieści, tak opisuje jedna z recenzji: „Strach przed lataniem” to nie tylko powieść, to manifest kobiecego wyzwolenia, który wstrząsnął światem i zrewolucjonizował sposób, w jaki kobiety i całe społeczeństwo postrzegały seksualność oraz wolność osobistą”.
Nie powiem, podczas lektury mną też trzęsło, ale przyznać muszę, że lekko i bardziej miało to związek z dynamiką jazdy niż z seksualnością i wolnością osobistą. W tramwaju bowiem nikt się o mnie lubieżnie nie ocierał, ani specjalnie na mnie nie napierał, o co przecież w zatłoczonych środkach transportu publicznego nie jest trudno.
W szpitalu stawiłem się przed umówioną godziną, która jest bardzo umowna, o czym informuje stosowne ogłoszenie na drzwiach Pracowni Rezonansu Magnetycznego: „Podana na skierowaniu godzina oznacza czas, w którym należy zgłosić się do Pracowni, a nie faktyczną godzinę wykonania badania”.
W poczekalni wypełniłem ankietę składającą się z kilkunastu pytań. Na jedno z nich jednak nie odpowiedziałem, a brzmiało ono następująco: „Czy posiada Pani/Pan metalowe wkładki wewnątrzmaciczne?”.
Hm. Będąc na świeżo i na bieżąco z lekturą książki, która zrewolucjonizowała społeczeństwo (a więc i mnie), pytanie wcale nie było zaskakujące. Jest jednak coś, co mnie zdumiało. Była to otóż liczba mnoga zawarta w pytaniu. Po chwili doszedłem do wniosku, że ma to jednak sens, bo im więcej wkładek domacicznych, tym większe zakłócenia w pracy rezonansu magnetycznego znanej niemieckiej firmy Siemens. A to bardzo potrzebne i kosztowne urządzenie jest.
Ponadto zrozumiałem też sens skierowania pytania do mężczyzn. Jak wiadomo, to faceci są częściej kolekcjonerami różnych rzeczy. Nie jest więc wykluczone, że są również hobbyści zbierający wkładki wewnątrzmaciczne. Kolekcja ma bowiem to do siebie, że tworzy ją na pewno więcej rzeczy niż jedna. ©℗
Krzysztof ŻURAWSKI
Krzysztof Żurawski, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego".