Klęski i zwycięstwa
Przy okazji smutnych rocznic zawsze odzywają się zwolennicy „historii pozytywnej”, krytycy polskiej „martyrologii”, narodowego cierpiętnictwa etc. „Po co wspominać takie daty jak 13 grudnia 1981” – pytają. „Po co upamiętniać klęski?”. Może na przykład po to, aby pamiętać, że nie ma takiej klęski – indywidualnej czy zbiorowej – z której nie można się podnieść.
Jak to działa? Zamiast skomplikowanych interpretacji psychologicznych podam prosty przykład. Pamiętam dość żywo pacyfikację Stoczni Szczecińskiej w nocy z 14 na 15 grudnia 1981 r. Z „mojego” budynku w okolicy pochylni Wulkan do bramy Kolejowej droga była bardzo długa… Gęsiego, między szpalerami rosłych chłopaków uzbrojonych po zęby jak w „Seksmisji”. Ale to nie była komedia, raczej film grozy. „Czy mają ostrą amunicję?”, „Jakie rozkazy?”. Szliśmy w głuchej ciszy, tylko mróz skwierczał pod butami. Nie strzelali.
Pamiętam te obrazy, ale przede wszystkim pamiętam młodzieńczą wściekłość. Opuszczaliśmy naszą „twierdzę” wściekli, rozgoryczeni, upokorzeni. Tym boleśniej, im bardziej ktoś przedtem wierzył w niezwyciężoną moc „ruchu dziesięciu milionów”. „Solidarność” była rozbita w pył, „wyzerowana” – pozbawiona głowy (liderzy internowani lub aresztowani), sprzętu drukarskiego, kanałów łączności. Nie mieliśmy nic… oprócz tej wściekłości i upokorzenia. Z tych uczuć zaczął się odradzać bunt od początku stanu wojennego, przynajmniej w obszarze wydawniczego podziemia. Wiązały się grupki „redaktorów”, „drukarzy”, „kolporterów” – setki, tysiące w całym kraju, tworząc prawdziwy archipelag niezależnych wysp. Nie pomagały represje Służby Bezpieczeństwa, groźby wieloletniego więzienia, aresztowania. Jedne grupy i drukarnie wpadały, inne się rodziły, a nakłady niezależnych pism… rosły. Aż do zwycięstwa.
Można by tu zakończyć i byłby happy end. Jednak z wiekiem uświadamiamy sobie, że procesy (a także ludzie) mają zwykle swoją drugą, ciemniejsza stronę, taki Yungowski cień. To prawda, że w klęsce można znaleźć zaczyn odrodzenia i późniejszego zwycięstwa, ale też każde zwycięstwo zawiera z sobie zarodek przyszłej klęski. A jak to działa? Każdy może znaleźć przykład w swoim doświadczeniu…
Zbigniew JASINA
Komentarze
@Quistorp
2021-12-14 10:30:27
Posłuchać czy może ulec szantażowi? co do uzbrojenia daj spokój - konfabulujesz by nie powiedzieć dosadniej ze ordynarnie kłamiesz - obecnie policja nie używa w takich sytuacjach wyposażenia ofensywnego - od tego są oddziały szturmowe które były używane za czasów PO do strzelania w Polaków (tyle ze z broni gładkolufowej która nie zabija a trwale okalecza). Zacytuje główny argument strony "samej swojej" - "wypier???ć" - zaiste warto ich posłuchać...
Quistorp
2020-12-14 19:05:55
Do W. Sz. i Godnego Miłowania Pana Redaktora. Prawie w całości podzielam opinię. Ja miałem zaszczyt/ nie zaszczyt, (odpowiednie wybierz) nie tyle co obserwować z okna, co też być pacyfikowany. Jednocześnie miałem przyjemność sąsiadować na działkach P.O.Dz. (Pracownicze Ogrody Działkowe) z dowódcą , który osobiście przeprowadzał operacje pacyfikacji Stoczni w Szczecinie. W tej całej sytuacji (dzień 13.12.1981) udział brały obie strony. Masowy ruch "Solidarności" i nie mała liczba mundurowców. Ok 400 tysięcy. Ich nie obowiązywało uczucie serca. Jak każdego mundurowca. ROZKAZ. Każdy miał żonę, dzieci, matkę , babcię siostrę, kogoś bliskiego sobie. A wszyscy za przebrzydłej komuny maszerowali w pochodach 1- Majowych. Większość się dzisiaj zapiera i tłumaczy presją środowiska, czy szefów w pracy. A to wszystko było zwykłe wazeliniarstwo. Próbowałem przekazać odczucia tej drugiej strony. Przesłałem stosowny opis. Szkoda. Wasz Admin wlazł w buciory cenzury i zadecydował. Precz z gloryfikacją czerwonych. Agresor nie ma uczuć! Dzisiaj mamy powtórkę z PRL- u. W sytuacji bez obcych wojsk! Jak to działa? Parafrazuję Pańskie słowa, z lekką przeróbką. ....[Zamiast skomplikowanych interpretacji psychologicznych podam prosty przykład. Pamiętam dość żywo pacyfikację kobiet na placu Solidarności w nocy z listopada / grudnia 2020. Z „mojego” budynku w okolicy pochylonego Pl. Solidarności widzimy jak stali gęsiego, policjanci a między szpalerami rosłych chłopaków uzbrojonych po zęby jak w „Seksmisji” przechadzają drobne dziewczyny. Ale to nie była komedia, raczej film grozy. „Czy mają ostrą amunicję?”, „Jakie rozkazy?”. Patrzyłem jak inni szli w głuchej ciszy, tylko mrozu i śniegu brak, nie skwierczał pod butami. Nie strzelali.].... Z całym szacunkiem. To nie byli Kałmuki, Ukraińcy, Czeczeńce, Czukcze, Kazachowie, Litwini, Estończycy, Łotysze, Nieńce i mnóstwo innych nacji. Sami swoi. Oni też mają swoje uczucia i odczucia. Nie mają prawa do wypowiedzi? Warto posłuchać ich zdania.