W czwartek poprzedniego tygodnia prezes Pogoni Szczecin Jarosław Mroczek wydał oświadczenie, w którym zaprotestował przeciwko arbitralnej decyzji zarządu spółki Ekstraklasa SA dotyczącej przełożenia meczu ligowego Lecha z Pogonią. Prezesa zabolał fakt, że stało się to bez choćby wykonania telefonu ze strony spółki.
Pogoni bardzo zależało, żeby rozegrać mecz w terminie. Od kilku lat wiadomym jest, że z drużynami rywalizującymi w europejskich pucharach najlepiej grać na początku sezonu, kiedy te zespoły bardziej priorytetowo traktują rozgrywki w europejskich pucharach, a mniej ligowe mecze, na które desygnują często rezerwowe, na pewno nie optymalne składy.
Pogoń w obecnym sezonie miała pod tym względem bardzo dobry terminarz. W pierwszych pięciu meczach miała mierzyć się z trzema drużynami zaangażowanymi w rozgrywki europejskie. Z Cracovią Pogoń przegrała, z Piastem wygrała, a z Lechem miała na zwycięstwo duże szanse po tym, jak drużynie poznańskiej został tylko jeden mecz w kwalifikacjach Ligi Europy na cztery dni przed spotkaniem z Pogonią.
Dwa dni po wydaniu oświadczenia przez prezesa Pogoni okazało się, że to klub ze Szczecina powinien bardziej cieszyć się z przełożenia meczu. U 21 graczy tej drużyny wyszedł pozytywny wynik testów na obecność koronawirusa. Pogoń zatem nie zagra nie tylko w Poznaniu, ale również w kolejnym meczu z Jagiellonią w Szczecinie. W tym drugim przypadku już z innego powodu.
Prezes Pogoni w swoim oświadczeniu przyznał, że Lech kontaktował się z Pogonią w celu uzyskania zgody na przełożenie meczu, ale tej zgody w formie ustnej nie uzyskał. Nie jest zatem do końca prawdą, że klub z Poznania wykonał manewr z pominięciem strony szczecińskiej. Próbował to zrobić, ale nie uzyskał akceptacji. W związku z tym poszedł krok dalej.
Z oświadczeniami, listami otwartymi, odezwami warto czasem się wstrzymać, jednak prezesowi Pogoni przychodzi to z wielkim trudem. ©℗
Wojciech PARADA
Wojciech Parada, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego" specjalizujący się w tematyce sportowej.