79 - LETNI Sepp Blatter został wybrany na przewodniczącego FIFA już po raz piąty. Kieruje potężną piłkarską organizacją od 1998 roku i nie zamierza poprzestać. Ordynacja wyborcza skonstruowana jest w ten sposób, by można się było dopuszczać wielu manipulacjom i one mają miejsce.
Nawet jednak środowe aresztowania wysokiej rangi urzędników nie zachwiały pozycją Szwajcara, bo cała organizacja wydaje się być chora, gdzie decydujący wpływ o przyszłości futbolu na świecie mają osoby przypadkowe i niekoniecznie gwarantujący jego rozwój.
Każda ze światowych federacji ma tylko jeden głos. To ma świadczyć o demokracji, poszanowaniu praw tych mniejszych, ale z uczciwością i zdrowym rozsądkiem nie ma to nic wspólnego.
Cała Europa sprzeciwiła się dalszym rządom Seppa Blattera i okazało się, że niewiele ma do powiedzenia. Na świecie zarejestrowanych jest 209 federacji piłkarskich, a tylko 53 pochodzą z Europy.
To ta część świata, która praktycznie jako jedyna generuje gigantyczne wpływy do FIFA. To w Europie futbol rozwija się najprężniej, to w Europie przeznacza się na piłkę wielkie pieniądze, to na tym kontynencie z futbolu potrafiono uczynić wielką biznesową machinę. Nie w Afryce, Azji, ani tym bardziej Oceanii.
To nie jest normalna sytuacja, kiedy Niemcy - kraj mistrzów świata z 80 - milionowym narodem, gdzie oficjalnie zarejestrowanych jest 3,5 mln. piłkarzy ma takie samo prawo głosu w FIFA, jak Wyspy Cooka, gdzie mieszka 11 tys. ludzi i niekoniecznie mają oni pojęcie o piłce nożnej.
Nie jest normalną sytuacją fakt, kiedy Europa ma mniej do powiedzenia w światowej federacji piłkarskiej od Afryki. Nie jest też normalną sytuacją że Ameryka Południowa, skąd wywodzi się trzech mistrzów świata ma mniej do powiedzenia w FIFA od Oceanii i ponad pięć razy mniej od wspomnianej Afryki. Ameryka Południowa i Ameryka Północna razem wzięte mniej znaczą w FIFA od Azji.
Futbol powinien rozwijać się wszędzie, w każdym, nawet najmniejszym zakątku świata, ale jeżeli kraje małe, funkcjonujące w wielkiej i bogatej organizacji tylko dlatego, że się tam zapisały mają tyle samo do powiedzenia, co przerastające je pod każdym względem państwa, generujące największe wpływy, to znaczy, że nie jest to organizacja poważna.
Na kontach FIFA zgromadzono ponad 1,5 mld. euro. To gigantyczna kwota. Nie znalazła się tam dlatego, że światowa finansjera jest zachwycona piłkarskim biznesem w Anguilli, Dżibutu, Somalii, Andorze, Mongolii, Bahama, Samoa, czy Fidżi.
Przedstawiciele tych federacji pławią się w luksusach dlatego, bo ktoś inny zapracował na siłę i potęgę organizacji. Mogą rozwijać futbol we własnych krajach dzięki funduszom zgromadzonym nie dzięki własnym inicjatywom, ale dzięki ogromnym zyskom, jakie niosą piłkarskie turnieje mistrzostw świata, gdzie mogą być obecni tylko jako turyści. A mimo to przedstawiciel Fidżi ma takie samo prawo głosu, co przedstawiciel z Niemiec, Anglii, Francji, czy Włoch.
Przewodniczącym FIFA został Sepp Blatter, ale też należy pochylić się nad jego kontrkandydatem. Bo kim tak naprawdę jest Książe Ali. Futbol, to gra prosta, dla mas, a futbolem w światowym wydaniu chciał kierować ktoś, kto sprawuje piłkarską władzę w kraju plasującym się na 103 miejscu w rankingu FIFA i na kontynencie, który na świecie jest piłkarsko silniejszy tylko od Oceanii.
Książe Ali jest bratem króla, potomkiem Mahometa w 43 pokoleniu. To młody, bogaty facet, którego wspierał jeden ze słabszych piłkarsko kontynentów na świecie, ale pod względem głosów niewiele ustępujący Europie.
Jeżeli zmiana przewodniczącego miała nastąpić z Seppa Blattera na jakiegoś księcia z Jordanii, to rzeczywiście trzeba mieć spore wątpliwości, czy FIFA jest organizacją na tyle poważną, na ile sięga jej budżet. To organizacja, która nie potrafi wykreować kandydata znającego się na futbolu, biznesie, ale zarządzająca miliardami euro, generowanymi przez podmioty, które nie mogą nawet wybrać, kogo chcą.
Wojciech Parada, dziennikarz i publicysta "Kuriera Szczecińskiego" specjalizujący się w tematyce sportowej.