To jest przeżycie wręcz ekstremalne. Szczególnie dla tych, którzy ulicą Modrą na szczecińskim Bezrzeczu jadą po raz pierwszy albo po raz pierwszy od kilku lat. Od minironda przy ul. Szafera, ulic Szerokiej i właśnie Modrej rozpoczyna się jazda z przeszkodami. Dziury w dużych ilościach i różnych rozmiarach oraz (uwaga, uwaga!) czasami sporej głębokości, a do tego mnóstwo pęknięć asfaltowej nawierzchni w poprzek drogi.
Dla tych, którzy jadą ul. Modrą po raz pierwszy, szczególne wtedy gdy pada deszcz i jest już ciemno, to rzeczywiście jazda ekstremalna. Nie sposób nie wpaść w dziurę i to wielokrotnie, nie sposób nie „podskakiwać” na drogowych uskokach. Gdy pada, to poza tym, że dziur nie widać, bo są zalane wodą, dochodzą jeszcze deszczowe kałuże, także bardzo niebezpieczne.
Tak się składa, że tamte rejony, czyli Bezrzecze, znam słabo, bo Modrą jechałem kilka lat temu. Ale już wtedy zapamiętałem, że nie jedzie się po niej jak po maśle. Teraz sobie o tym przypomniałem. Kolega mieszkający przy tej ulicy na moje drogowe narzekania… nic nie powiedział. Podprowadził mnie tylko do swojego samochodu i pokazał felgi. Wszystkie nadają się do naprawy i wszystkie są ewidentnym świadectwem obecnego stanu jednej z najbardziej uczęszczanych ulic w Szczecinie. Nie zazdroszczę mu. I pewnie przed kolejnymi odwiedzinami będę miał duży opór. Ale wcale nie z tego powodu, że kolega mi podpadł…
(mos)
Marek Osajda, dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego".