Na szczęście nic takiego nie nastąpiło w Szczecinie, choć przypomnijmy, że elektryczne składy zniknęły z ulicy Wyszaka czy śródmiejskiego odcinka alei Wojska Polskiego. W okresie PRL brakowało pieniędzy na rozwój linii tramwajowych. W efekcie zadowalaliśmy się tym, co pozostawili przedwojenni tramwajarze. A że „elektryki” na szynach były w kraju nad Wisłą romantyczne – inspirowały tekściarzy. Tak powstała piosenka, ale o tramwajach wrocławskich (w kolorze niebieskim). Gdyby jednak zamienić barwy i miasta zaśpiewalibyśmy:
„Mkną po szynach czerwone tramwaje
Przez szczecińskich ulic sto
Tu przechodnia uśmiechem witają
Dzieci, kwiaty i każdy dom”.
Tak byśmy zanucili w kraju, w którym własny samochód był luksusem. Ten luksus oznaczał co najwyżej syrenkę lub warszawę, a za Gierka malucha lub dużego fiata. Ale szczęśliwie po latach tramwaj, który przecież wymaga przestrzeni – wydzielonych torowisk, sieci trakcyjnej, pętli, zajezdni itp., znów jest na topie, bo łapie się do elektromobilnej rewolucji, a właściwie zawsze był w jej awangardzie.
Cieszy więc w ostatnich latach rozwój tramwaju w Szczecinie. Po wybudowaniu linii na prawobrzeże modernizowane są kolejne skrzyżowania z torowiskami, powstają węzły przesiadkowe na Głębokiem i ul. Szafera, w planach jest linia do Mierzyna. Im więcej torów, tym mniej spalin.
Marek KLASA