Utrącenie kandydatury Franka Timmermansa na stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej przedstawiane jest przez partię rządzącą jako wielki sukces Polski, a przy okazji Europy Środkowo-Wschodniej.
Obśmiali to już nawet ci, którzy mają zajady, ale oficjalna propaganda medialna traktuje rzecz niesłychanie poważnie.
Można więc sądzić, że fakt, iż na szefa KE wybrano arcyliberalną Niemkę, a nie umiarkowanie liberalnego, promującego polską historię Holendra (który pozostał na swym stanowisku wiceprzewodniczącego, co pozwoli mu się dalej zajmować praworządnością czy raczej jej brakiem w naszym kraju) – a przy okazji pozbawiono nas i cały nasz region istotnej roli w UE (brak własnych kandydatów na ważne stanowiska „wspomógł” nas w tym dodatkowo) – przeniknie do powszechnej świadomości tak jak rysuje to przekaz PiS: daliśmy pokaz siły!
Niestety, daliśmy coś (czegoś) zupełnie innego.
* * *
Ale bez wulgaryzmów, proszę!
Największy problem zresztą nie w tym, że daliśmy… no, powiedzmy łagodniej – ciała. Ale że daliśmy Europie przykład tak totalnej bezradności, że na lata utrwali to nasz wizerunek pieniaczy i nieudaczników. Nie nowy on będzie, oj, nie! zważywszy na dawną historię, która ów wizerunek wykreowała.
Polak potrafi! Zepsuć to, co sam zbudował. Zmarnować otrzymaną szansę, pokpić najlepszą sprawę. A na końcu orzec, że zwyciężył moralnie.
* * *
Nasz udział w wyborach na stanowiska KE przypomina dziecinadę, której przewodzi złośliwy, a niezbyt rozumny chłopczyk. Spodobał mu się rower mądrzejszego kolegi, na którym czasem sam jeździł, bo kolega mu go chętnie użyczał, a że nie wie, jak zdobyć taki sam, więc przebija koledze oponę.
Nie pojedzie już na nim kolega mądrala! Zyg, zyg marchewka!
Ale ty, chłopczyku, też sobie nie popedałujesz.
* * *
Część nowych polskich europosłów nie wstała podczas europejskiego hymnu, którym otwierano posiedzenie parlamentu w Brukseli.
Chyba najbardziej nie wstał były minister MSZ Witold Waszczykowski. Co poniekąd zrozumiałe, bo to polityk dużej wagi.
Gdyby w Brukseli, na posiedzeniu KE, mogła nie wstać Krystyna Pawłowicz, nie wstałaby dwa razy.
* * *
Wraca sejmowy duet Kuchciński – Nitras. Pan Marszałek upodobał sobie posła PO i kara go z rozkoszą odbieraniem mu połowy pensji. Ostatnio uczynił to z powodu dziecięcych bucików, które ten podrzucał do ław sejmowych PiS.
Rozumiem intencje posła – dla przypomnienia: podrzucanie odbyło się w maju, a chodziło o pedofilię w Kościele – ale nie rozumiem, dlaczego za symbol tejże pedofilii wybrał sobie – zresztą w ślad za społecznym ruchem protestów w tej sprawie – akurat dziecięce buciki. Dla dwu-trzylatków, ba! zgoła dla niemowląt.
Trudno żartować w tak delikatnej i bolesnej kwestii, tak więc zapytam serio. Od kiedy to księża biorą sobie za ministrantów takie maluchy? Czyżby poseł Nitras ujawnił w Kościele jakiś nurt, który żeruje erotycznie na bobasach?
* * *
Wicemarszałek Terlecki odbył tajne sejmowe spotkanie z przedstawicielami tytoniowego koncernu Philip Morris. Pojawiły się różne komentarze. Była nawet decyzja prezesa PiS żeby nie lobbować w sejmie potajemnie.
O co ten cały hałas? Przecież koncern tytoniowy miał na pewno dobre intencje. Chcieli po prostu zaangażować marszałka do walki z nałogiem. A to przecież bardzo dobry pomysł! Zważywszy że oblicze prof. Ryszarda Terleckiego – będąc hippisem miał ksywę „Pies” – nosi na sobie liczne ślady szkodliwości tejże używki (czy jakichś innych także, nie wnikam).
* * *
Wicemarszałek trzyma zresztą klasę nie tylko w kwestii nałogów.
Zapytany, czy polskie władze szanują decyzje europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, odrzekł frazą godną wpisania w Księgę Złotych Myśli: „Szanujemy, ale się nie przejmujemy”.
Swoją drogą, jest to maksyma, którą wielu z nas posługuje się na co dzień – w praktyce – gdy chodzi o przestrzeganie prawa w ogóle.
* * *
Marszałek senatu Stanisław Karczewski, zwracając się na konferencji prasowej (mniejsza, czemu poświęconej) do jednego z dziennikarzy, też powinien zapisać się do jakiejś Księgi Jakże Celnych Ripost. Oto szczerze wzburzony przerwał zadającemu pytanie, wołając: „Zadaje mi pan pytanie, na które będę musiał odpowiedzieć!”.
Po czym na nie dzielnie nie odpowiedział. Wiadomo, pytania są nie po to, żeby na nie odpowiadać. I tylko te zwane podchwytliwymi służą wyłącznie temu, by odpowiedź padła Oto do czego posuwają się niektórzy żurnaliści.
* * *
Nieznany mi bliżej radny i działacz PiS (nazwisko zapomniałem), występując w TVN 24, debatował z kimś bardziej znanym z PO (nazwisko zapomniałem) na temat dwudniowego trybu przyjmowania ustawy o zmianach w Kodeksie karnym. Trybie – mówiąc najdelikatniej – zbyt pospiesznym. Czemu dał m.in. wyraz prezydent Andrzej Duda, komentując kolejny szybki numerek posłów Zjednoczonej Prawicy.
Ale nieznany mi radny, naciskany w tej sprawie przez posła PO, odparł, że zarzut bezprawnego pośpiechu to „argument terminalny”.
Nieśmiało zwrócę uwagę, że trochę się pogubił w słowach. Terminalny – zgodnie z polszczyzną – to ostatni okres w życiu, gdy wykańcza nas jakaś choroba.
Czyżby radny PiS niechcący puścił farbę na temat stanu swej formacji? Ee, nie sądzę. W zdrowym ciele zdrowy duch. I cielę zdrowe też.
* * *
Pewien były futbolista z Hiszpanii wykupił tamtejszy klub piłkarski Mastoles Balompie i zmienił mu nazwę na Flat Eearth FC. Co znaczy po polsku: FC Płaska Ziemia. A wszystko po to, by popularyzować teorię, iż Ziemia jest płaska. I tak trzymać! Ale konsekwentnie. Bo przecież piłka też jest płaska.
* * *
Tytuł z Onetu.pl.: „Rekordzista Polski w pływaniu na dopingu”.
Oj, tak, tak! W pływaniu na dopingu to jesteśmy rekordzistami! I to nie tylko w tym pływaniu po basenie.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".