Telewidzowie wiedzą od lat: święta Bożego Narodzenia zaczynają się pod koniec listopada. Od tego bowiem czasu pojawiają się na ekranach telewizorów świąteczne reklamy. Cóż, handlowy marketing nie może sobie podarować okazji.
Przyzwyczailiśmy się już też, że świąteczne reklamy są obsypane śniegiem, którego od lat już nie oglądamy prawie (jeśli nie jesteśmy w górach) o świątecznej porze. Nie wiem, może w tym roku będzie inaczej. Ale wiem, że śniegu w reklamach – o paradoksie! – bardzo ostatnio przybyło.
Trudno, rozumiem, Boże Narodzenie to czas baśniowy, należy mu się nastrój. Ale te zabawy z komputerowym śniegiem, w połączeniu z ogólnie przesłodzonym światem świątecznych reklam wyjątkowo w tym roku irytują.
Można odnieść wrażenie, że natężenie kiczu, które się w nich pojawiło, jest równie silne jak widoczne na ekranie opady śniegu. Na dodatek brak maseczek na twarzach sprzedawców i kupujących to w tych cukierkowych obrazkach prawie norma. Jeśli się pojawią jakieś znaki pandemicznej rzeczywistości, to ledwie jako przyłbice. Jasne, pod przyłbicą (mało skuteczną, jak twierdzą epidemiolodzy) widać wzajemne słodkie uśmiechy, a wazelina błyszczy swobodnie.
Znamienne są w tym względzie zwłaszcza dwie reklamy.
Pierwsza – drogiej biżuterii. Tak jakby to ona stanowiła dziś przedmiot westchnień wszystkich Polaków. Trzy panny-śnieżki – modelki, aktorki, celebrytki – wdzięczą się niemiłosiernie w scenerii godnej Disneylandu dla najmłodszych i rozgarniętych równie słabo jak śnieg, kiedy spada naprawdę.
Druga – piwna. Wjeżdżający na udekorowaną świątecznie stację (!) pociąg migocze lampkami jak karuzela! Jasne, tak to właśnie wygląda na naszych dworcach. Jeszcze lepiej jest w środku. Wchodzą do niego dwaj panowie w wieku różnym i różnym statusie (starszy wygląda na zadbanego… bezdomnego), by stanąć w szczęściu i nastrojowo oświetlonym pubie z piwem znanej marki. Jasne, piwo to stara polska tradycja wigilijna, a takie pociągi to u nas świąteczna norma.
Wiem, świat reklam nigdy nie jest prawdziwy, ale ten z tegorocznych reklam świątecznych jest tak odległy od Polski 2020, że aż przykry. Jakby ktoś chciał z nas w ten ciemny, pandemiczny czas wyjątkowo paskudnie szydzić.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".