Za tydzień dobrnę z moimi zapiskami do wydania 303.
Cieszę się tym, póki mogę, lecz i martwię. Jako że liczba ta kojarzy się u nas z numerem słynnego lotniczego dywizjonu, więc pięknie. Ale też zastanawiam się – lecąc w ślad za tą metaforą – czy to moje pisanie ma dziś cokolwiek wspólnego z pilotowaniem myśliwca, który trafia w cel, czy to już raczej lot w formacji kamikaze? Czyli pikowanie w dół.
Którym jest polityka.
***
„Zapiski, odpryski” zaczynałem od obserwacji szeroko rozumianej kultury. I tak są bodaj do dziś anonsowane w sieci. Niestety, sieć dziś pęka za sprawą odprysków z zupełnie innej sfery życia.
Tak że niniejszą rubrykę opanowała inna kultura. Polityczna.
Ba! Jest gorzej, bo piszę już w zasadzie tylko o kultury politycznej zaniku.
***
A że ten postępujący brak politycznej kultury uwidacznia się w czasach, gdy kultura jako taka – zwłaszcza ta, którą zwiemy wysoką – staje się u nas zjawiskiem niszowym i towarem deficytowym, zapisywanie tego stanu rzeczy staje się równie niewesołe jak ów stan.
***
Korzystania z polityki wciąż musimy się więc uczyć. Jak każdej kultury zresztą. Oto przykład lokalny, pierwszy z minionego tygodnia. Temat lekcji: demokracja. Czy jest i do czego służy?
Mieszkańcy osiedla Nad Rudzianką nie chcieli nowego kościoła (bo stary jest niedaleko, a tłumów nie gromadzi), oprotestowali więc plan jego budowy. I przedstawili swe uwagi radnym. Na co radni się… wypięli. I budowę kościoła – wbrew woli mieszkańców, a więc swoich wyborców – zatwierdzili.
Zapamiętajcie więc, drogie dzieci, demokracja jest po to, by służyła nam. Nie radnym – przez nas wybranym – do ich politycznych celów. A więc póki jest, korzystajmy z niej i oddawajmy głos na radnych, którzy będą NASZYM głosem.
***
Okładka ostatniego „Newsweeka”: twarze PiS – w paskudnych grymasach; najbardziej znane twarze, najpaskudniejsze grymasy.
Wiem, trudno o takie fotoujęcia nie było. Bo jakoś tak jest, że tzw. złe miny Jarosława Kaczyńskiego i grona jego najwaleczniejszych akolitów – nie dość, że robione były przy bardzo wielu okazjach – to jeszcze prezentują się na fotografiach tyleż groźnie, co brzydko. Łatwo z nich zrobić gęby.
Nie za łatwo aby?
***
Zwłaszcza że „Newsweek” umiejętność tę na dodatek uzbraja w kolor. Szary, sino-czarny. Znany to chwyt propagandowy – fotografie przeciwnika, wroga stają się bardziej odrażające, gdy je zrobić na szaro.
Wiedzą o tym świetnie obie zresztą strony sceny politycznej.
Ostatnia okładka tygodnika „Sieci”: twarze PO – mroczne, ponure, złe. Zgadnijcie, w jakim kolorze? Macie rację, w takim samym jak opisany wyżej.
Za to nad szaro-czarną, ołowianą Kidawą-Błońską, Arłukowiczem i Tuskiem – kraśne słonko: uśmiechnięta zdrowo i kolorowo twarz Pana Prezydenta.
***
Palec Joanny Lichockiej wciąż pcha nam się w oczy. Z ekranu, okładek, kabaretowych żartów, satyrycznych rysunków, ale i polemik prasowych oraz dyskusji w gronach ekspertów… Tymczasem gest posłanki PiS był tyleż wulgarny, co prostacki, żałosny. I powinniśmy o nim jak najszybciej zapomnieć.
Cóż, widać takie właśnie symbole i znaki mamy sobie do pokazania i przekazania. Przekazujemy sobie więc ten znak ochoczo. Znak pokoju? Raczej przedpokoju. A jeszcze bardziej toalety. Wbrew pozorom bynajmniej nie damskiej.
***
Kiedyś kompromitowałby człowieka, dziś jest palcem całej partii, za to dla drugiej – orężem. A dla całej Polski – tematem poważnych debat i analiz.
Gdzieś przeczytałem, że „palec Lichockiej przejdzie do historii”. Powtórzył to potem jeden z kandydatów na prezydenta.
Czyżby to właśnie była tej naszej historii miara?
***
Inną miarą w tej mierze może być – zważywszy na tradycję – łokieć.
Wicemarszałek Senatu, lekarz, dr Stanisław Karczewski pokazał marszałkowi, lekarzowi, prof. Tadeuszowi Grodzkiemu, jak się powinno uruchamiać dozownik mydła w płynie. A ponieważ Grodzki – zdaniem Karczewskiego – pokazał niewłaściwie (palcem), to Karczewski pokazał Grodzkiemu właściwie (łokciem).
Byłoby to wyłącznie śmieszne (jako dowód na trwającą wciąż traumę wicemarszałka, który nie został marszałkiem), gdyby rzecz nie dotyczyła sprawy serio: epidemii koronawirusa. Zabawne – mimo wszystko – jest to, co przy okazji. Że wielu polityków (niektórzy szczególnie) nie potrafi dostrzec swej śmieszności i rwie się do walki (przy okazji epidemii też) tak ślisko jak Karczewski do mydła.
***
W prawdziwej walce – sportowej – na przykład w boksie – cios łokciem jest niedozwolony i traktowany przez sędziów tak samo – a może gorzej – jak cios poniżej pasa. Patrz choćby niesławna walka Brejdisa (Łotwa) z Głowackim (Polska) o tytuł mistrza świata WBO w kategorii junior ciężkiej. Zakończona dyskwalifikacją Łotysza.
Wicemarszałek startował zdaje się w kategorii senior ciężkiej (ciężkiej ze względu na polityczne ambicje), ale bije łokciem jak junior.
Oczywiście, bije dla idei. Ale idea mierzona łokciem wydaje się dość kusa.
***
Wśród „Wiadomości” (bieżących!) Onet.pl pojawiła się niedawno taka: „Ta wojna zniszczyła Polskę bardziej niż potop szwedzki”.
Kto wyciągnął zbyt pochopne wnioski, zdziwić się musiał, wchodząc na zapowiadaną owym tytułem stronę. Oto bowiem autorzy newsa (?) wcale nie mają na myśli naszej dzisiejszej wojny domowej, ale… najazd Czechów na nasz kraj po śmierci Bolesława Chrobrego – w roku 1038!
Oj, figlarze! Wojnę mamy polsko-polską, a oni nam czeski film.
***
Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas na łamach „Dziennika Gazeta Prawna”: „Wielu [polskich] polityków, którzy posługują się koronawirusem jako elementem gry politycznej, powinno sobie włożyć lód do majtek”. I dalej, na temat tego, co robić, gdyby jednak doszło do pandemii i nie starczyło maseczek dla wszystkich: „Jeśli ma to uspokoić, to nauczmy się sami robić maseczki. Można przeciąć biustonosz na pół…”.
Nie wiem, co nosi w majtkach Główny Inspektor Sanitarny naszego kraju, ale jeśli nic ważnego, to może powinien ich użyć jako czapeczki. Dla higieny sanitarnej oczywiście, lecz i dla uspokojenia.
ADL
Artur D. Liskowacki. Pisarz, publicysta "Kuriera Szczecińskiego".