Znaczny procent, nawet zdecydowana większość stosuje się do nakazów. Zdarza się jednak np. w sklepie spotkać osoby bez maski albo z maską nasuniętą na brodę. Bo gdyby coś, zawsze można przsunąć wyżej. Jeszcze gorzej jest w autobusach miejskich, z których korzystam. Za każdym przejazdem spotykam osoby bez masek. Podobno są kontrole, podobno nakładają mandaty. Być może. Ja nigdy z taką kontrolą się nie spotkałem.
Niedawno udałem się na dworzec PKP. Wchodząc do holu, założyłem maskę. W tej przestrzeni z takim rekwizytem byłem w zdecydowanej mniejszości. Co więcej, niektórzy przechodzący obok „bezmaskowcy” patrzyli na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby stukali się w czoło, pokazując mi znany gest.
Po tych doświadczeniach coś we mnie pękło i przeprowadziłem eksperyment na prywatny użytek. Kilku napotkanym osobom zadałem pytanie, dlaczego nie używają maseczek. No trudno, spróbuję – pomyślałem. Najwyżej ktoś, zamiast odpowiedzieć, mnie spoliczkuje. Tak jak to było z pewną sprzedawczynią, która zwróciła uwagę klientowi w sklepie. Na szczęście na aż tak agresywną osobę się nie natknąłem. Odpowiedzi w stylu „A co to pana obchodzi” przełknąłem jak gorzką pigułkę. Inne, wyjaśniające, pozwoliły mi na wysnucie kilku wniosków. Zapytane osoby z reguły tłumaczyły się, że jest gorąco i w maseczce trudno się oddycha. Albo że przy maseczce parują okulary. Najczęściej używano jednak argumentów stricte medycznych, przywołując listę chorób, których nawet nie spamiętałem. Wśród nich najczęściej powtarzała się astma – jak u norweskich biegaczek, rywalek Justyny Kowalczyk.
Czas wyciągnąć z eksperymentu wnioski. Skoro nie widać końca epidemii, skoro krzywa zachorowań rośnie, bądźmy w nakazach konsekwentni. Wszyscy przestrzegajmy obowiązujących reguł. A wyjątki… tylko w przypadkach potwierdzonych zaświadczeniem lekarskim. Wiem, wiem… będą tacy, co sobie zaświadczenie załatwią. Mam jednak nadzieję, że skala procederu nie będzie duża.
Zatem, maski włóż. Jak wszyscy, to wszyscy.
Andrzej ŁAPKIEWICZ