W stawach w gospodarstwie rybackim w Malińcu koło Reska dobiegły końca karpiowe żniwa. Ryby trafiły do basenów w Ińsku, gdzie są teraz „dopajane” krystaliczną wodą z miejscowego jeziora.
W basenach w Ińsku karpie spalą trochę tłuszczu, pozbędą się posmaku mułu, a w połowie grudnia powędrują do sklepów w naszym regionie.
– To był bardzo dobry rok. Jedynym mankamentem był brak opadów. Przekładało się to na stan wody w naszych stawach, ale jakoś sobie poradziliśmy – podkreśla Mateusz Gzyl, główny ichtiolog Ińskiego Centrum Rybactwa, który ma pod opieką m.in. stawy hodowlane i rozrodcze w Malińcu (razem ponad 100 hektarów lustra wody). – W tym tygodniu jest odławiany kroczek lina i karpia do dalszej hodowli i zbytu dla innych hodowców.
Karpie z Malińca mają swoich wiernych odbiorców. Nieprzypadkowo. Ich kondycja jest wynikiem tego, że w Malińcu są hodowane w cyklu zamkniętym – od ikry do sztuki handlowej. Trwa to razem trzy lata. Ryby pozostają pod nadzorem weterynaryjnym. Karmione są paszami naturalnymi.
– Nad naszą produkcją życzliwy nadzór sprawuje profesor Jacek Sadowski z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego – powiedział Michał Czerepaniak, prezes gospodarstwa rybackiego w Malińcu. – Chcemy zintensyfikować produkcję. Spróbujemy hodować nowe gatunki ryb, nie tylko stawowe. Cały czas próbujemy także uzyskać większą produkcję sandacza. ©℗
Tekst i fot. (cz.b.)