Takie dane dyskwalifikują wodę z takich studni jako wodę pitną, bo jest ona po prostu groźna dla ludzkiego zdrowia. Powoli, na raty, osłabia organizm i może wywołać liczne choroby. Ale, jak się okazuje, większość właścicieli studni, z których pobrano próbki do laboratoryjnych badań, ich wynikami się nie przejmuje. Wychodzą z założenia, że „przez tyle lat pili taką wodę, to i teraz mogą”.
ZWiK przeprowadził badania wody pochodzącej w ujęć własnych mieszkańców tylko w kilku dzielnicach w prawobrzeżnej części miasta. Chodzi tu o: Wielgowo, Sławociesze, Śmierdnicę, Jezierzyce i Płonię. I przebadał wodę „wyrywkowo” z części studni. Wyniki są porażające i nie ma w tym określeniu przesady.
Najoględniej mówiąc, picie takiej wody może negatywnie odbić się na zdrowiu osób, które z niej korzystają. Dlaczego zatem nie chcą one wziąć pod uwagę wyników badań? Otóż, przyczyn można się tylko domyślać: utarło się bowiem przekonanie, że korzystanie z własnych ujęć jest bezproblemowe, czyli bezkosztowe. Wielu użytkowników studni zapomina o konieczności regularnego serwisu instalacji uzdatniania wody, okresowej dezynfekcji studni oraz systematycznych badaniach wody. Warto wiedzieć, co się pije, a bez laboratoryjnej analizy wiedzieć tego nie można. Skąd w studniach np. bakterie Coli, z powodu występowania których zamyka się ujęcia wody albo zabrania kąpieli w jeziorach czy nad morzem? Wyjaśnienie ich występowania akurat trudne nie jest. Mogło przecież dojść np. do przeniknięcia do wód głębinowych niepożądanych zanieczyszczeń choćby z nieszczelnego szamba własnego albo sąsiada.©℗
(mos)
Cały artykuł czytaj w poniedziałkowym Kurierze i w e-wydaniu
Na zdjęciu: Badania próbek wody ze studni przeprowadzono w certyfikowanym laboratorium ZWiK.
Fot. Archiwum ZWiK