Nie od dziś wiadomo, że rodzinne, małe, osiedlowe sklepy najbardziej ucierpiały wskutek ekspansji dużych marketów i dyskontów. Znikały sukcesywnie: niektóre całkowicie, inne zmieniały branże. Według Raportu Strategicznego GfK tylko w 2016 roku ogólna liczba sklepów sprzedających żywność spadła o 2,6 proc., choć wielkoformatowych przybyło o 3 proc., a małoformatowych – zarówno sklepów ogólnospożywczych, jak i specjalistycznych – znów ubyło o 3 proc.
Detaliście jest na tyle ciężko, że przeciętnie działa na rynku ledwie pięć lat. Ci, którzy decydują się trwać, mimo słabnących zysków, mówią, że robią to z przyzwyczajenia, sympatii dla stałych klientów, czy braku perspektyw w innej dziedzinie. Do lamusa odeszło dziedziczenie w handlu – postępująca globalizacja sprawiła, że dziś trudno znaleźć w kupiectwie rodzinne sklepy, w których ojciec przywoziłby towar, matka zajmowała się księgowością, a córka czy syn stali za ladą.
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 2 lutego 2018 r.
Katarzyna Lipska-Sokołowska
Fot. Andrzej Łapkiewicz