Z minuty na minut rosły góry tekstyliów, z których krawcowe - na miejscu - szyły ciepłe legowiska. Na kasie pobliskiego sklepu zoologicznego pewien mężczyzna położył 500 złotych, a zakupione worki karmy dołożył do innych darów, zbieranych na rzecz podopiecznych Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Szczecinie. Weekendowa "Pomoc na cztery łapy" mocno poruszyła serca szczecinian. W skali, która przerosła nawet najśmielsze oczekiwania organizatorów charytatywnej akcji.
W piątek i sobotę (20-21 października) w holu Centrum Handlowego "Omni" (dawne "Atrium") dominowały schroniskowe bezdomniaki. Ścianka z ich zdjęciami przyciągała uwagę w równym stopniu, co punkt zbiórki tekstyliów oraz prowizoryczna szwalnia, w której krawcowe na bieżąco - na oczach darczyńców - szyły miękkie ciepłe legowiska dla psiaków i kociaków ze szczecińskiego przytuliska.
- Patrzę na Bambo. Ma takie mądre oczy i przenikające spojrzenie. Cudny pies, którego ktoś uwiązał przed sklepem, zostawił. Kompletnie tego nie rozumiem - mówił pan Grzegorz. - Miałem w życiu dziewięć psów. Żadnego nie potrafiłbym skrzywdzić, porzucić. Ostatni właśnie odszedł, więc zastanawiam się: chyba czas na kolejnego przyjaciela na czterech łapach. Odwiedzę Bambo w schronisku. Zobaczymy, może wkrótce zamieszkamy razem.
Pani Danuta i Marek (proszą o zachowanie anonimowości) na wezwanie o pomoc dla podopiecznych schroniska przyjechali z dwoma torbami wypełnionymi koszulami, kurtką i szlafrokiem.
- Nam są już zbędne, a skoro mogą pomóc zwierzętom, to tym lepiej. Córka ze schroniska przygarnęła kociaki. My też kochamy zwierzęta, ale taka adopcja to odpowiedzialność i zobowiązanie na wiele lat, gdy my mamy już po 70, więc... Nie chcemy, żeby po nas zostały, sieroty - mówił p. Marek. - Pomagamy, na ile możemy: na ogrodzie założyliśmy budki lęgowe dla ptaków, zimą dokarmiamy sikorki.
Natomiast p. Danuta dodawała:
- Człowiek jest częścią natury. Powinien jej pomagać. Poza tym miarą naszego człowieczeństwa jest opiekować się i wspierać najsłabszych, a właśnie takie są bezdomne zwierzęta.
Do punktu przyjmowania tekstyliów darczyńcy ustawiali się w kolejce. Wielkie kosze sklepowe szybko się zapełniały ubraniami, kocami, pościelami, ręcznikami i tym wszystkim, z czego w prowizorycznej szwalni powstawały kolorowe miękkie legowiska dla schroniskowych bezdomniaków.
- Na godzinę przed rozpoczęciem akcji już przychodzili ludzie z darami dla schroniska. Zjeżdżali się z najodleglejszych punktów Szczecina. Nawet autobusami przywozili ogromne worki z rzeczami. Nie widziałam nikogo z mniejszym niż 120 l, więc trudno się dziwić, że w centrum handlowym musieli nam udostępnić specjalne pomieszczenie magazynowe. Krawcowe nie nadążają z szyciem - mówiła Paulina Łopato, prowadząca akcję "Pomoc na cztery łapy" w CH "Omni".
Z krótkimi przerwami i na zmianę po dwie krawcowe szyły legowiska z tekstyliów darowanych przez szczecinian.
- Fantastyczna akcja charytatywna. Więcej powinno być takich - komentowała p. Małgorzata z mężem. - Bardzo mi się podoba, że od razu widzimy efekt: podarowaliśmy koce i poduszki, a krawcowe właśnie z nich szyją zimowe posłania dla psiaków ze schroniska. Nie trzeba się martwić, czy nasza darowizna trafi rzeczywiście tam, gdzie powinna.
Rzeczy darowane przez szczecinian trafiały m.in. w ręce Marty Frączak-Spychalskiej, krawcowej oraz jej czworonożnej pomocnicy - Zumi.
- Wspieram schroniskowe zwierzaki, a poza tym jestem domem tymczasowym dla psów z Podlasia. Na tzw. ścianie wschodniej sterylizacja niemal nie istnieje. Psy trafiają więc albo na łańcuch, albo do lasu. Uważam, że naszą powinnością jest w takiej sytuacji pomóc. Zumi jest właśnie takim niechcianym psem, a teraz moim - opowiadała p. Marta. - Z przyjemnością pomagam w trakcie tej akcji charytatywnej. Oby udało nam się uszyć jak najwięcej legowisk. Schroniskowe zwierzaki na nie czekają.
Gdy jedni przynosili koce i ubrania, to inni karmę oraz akcesoria - smycze i szelki - przydatne w opiece nad bezdomniakami. Jeden z mężczyzn dopiero w holu CH "Omni" dowiedział się o "Pomocy na cztery łapy", więc... Poszedł do pobliskiego sklepu zoologicznego i za 500 zł kupił karmę dla schroniskowych psiaków i kociaków.
- Widziałam kobietę o kulach, zgarbioną, która targała dwie torby z rzeczami. Ludzie przynosili rzeczy w piątek, a w sobotę wracali z kolejnymi, zebranymi od rodziny i przyjaciół. Kobieta na wózku inwalidzkim też tu przyjechała z darami dla schroniska. Naprawdę, patrząc na ogromną ofiarność tych ludzi.... Aż gardło ściska - komentowała Paulina Łopato.
Stojący w kolejce do punktu odbioru tekstyliów mówili krótko: "Coś z siebie trzeba dać. Choćby zwierzakom".
- Fundacji jest wiele, a schronisko w Szczecinie jedno. Pomagać jego podopiecznym to... odruch serca i powinność - dodawała p. Danuta. ©℗
Arleta NALEWAJKO