Wszyscy uczestnicy tragicznych wydarzeń, które w poniedziałek wieczorem rozegrały się przy plaży obok kołobrzeskiego osiedla Podczele, byli doświadczonymi skoczkami spadochronowymi. Dwie kobiety, które zginęły w wodzie, prawdopodobnie nie miały szans na samodzielne wydostanie się na brzeg, nawet gdyby dobrze potrafiły pływać.
Czterech skoczków spadochronowych wpadło do morza po tym, jak w trakcie skoku zniósł ich wiatr. Dwaj mężczyźni, którzy wylądowali w nieco płytszym miejscu wydostali się z wody o własnych siłach. Mniej szczęścia miały ich towarzyszki. 29-latka ze Złotowa i jej o 4 lata starsza koleżanka z Wyrzyska wpadły ze spadochronami dalej od brzegu. Na dodatek w głąb morza zniósł je występujący w tym miejscu prąd. Spadochroniarze, którzy wydostali się na ląd, po zdjęciu ekwipunku próbowali dotrzeć do kobiet z pomocą. Niestety bezskutecznie.
Jak poinformował kierownik Centrum Koordynacji Ratownictwa Wodnego w Szczecinie Łukasz Kamiński, dyspozytor odebrał informację o zdarzeniu tuż przed godziną 20:00. Na miejsce natychmiast wysłano grupy interwencyjne WOPR. O zdarzeniu zawiadomiono także Morską Służbę Poszukiwania i Ratownictwa. Na plaży w rejonie zdarzenia pojawiła się straż pożarna, policja oraz załogi pogotowia ratunkowego. Do kobiet dotarto po ok. 20 minutach od zgłoszenia. Z daleka widoczne były unoszące się na wodzie czasze spadochronów. Spadochroniarki nie dawały oznak życia. Obie przetransportowano na brzeg. Jedną podjęli skuterem wodnym ratownicy Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, drugą swoją łodzią załoga Brzegowej Stacji Ratownictwa.
Na brzegu czekali na nie ratownicy medyczni. Kobiety natychmiast reanimowano. Próby przywrócenia ich funkcji życiowych nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów. O godzinie 21:20 resuscytację krążeniowo-oddechową przerwano. Lekarz stwierdził ich zgon. Dwaj spadochroniarze, którzy z wody wyszli o własnych siłach nie wymagali pomocy medycznej.
- Nawet gdyby umiały pływać to i tak szybko poszłyby pod wodę. Obie na czas skoku były dodatkowo obciążone – mówi zastrzegając swoją anonimowość jeden z ratowników WOPR biorących udział akcji dodając, że nawet jego koledzy mieli problem z uwolnieniem ofiar od ciężarów.
Przyczyny tragedii bada prokuratura. Na razie kołobrzeska policja nie chce udzielać na ten temat żadnych informacji. Śledczy zabezpieczyli dwie kamery, które były zamontowane na kaskach spadochroniarzy. Jeśli biegłym uda się odtworzyć zapisane na nich materiały, prokuratorzy poznają przebieg zdarzeń.
Wiadomo, że cała czwórka miała ważne certyfikaty i świadectwa Urzędu Lotnictwa Cywilnego uprawniające do uprawiania tego ekstremalnego sportu. Byli doświadczonymi zawodnikami, co potwierdza rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski. Każdy z nich wykonał wcześniej ponad 100 skoków. Jak udało nam się ustalić, przybyli oni do Kołobrzegu z Torunia na zaproszenie Aeroklubu Bałtyckiego. Według zebranych przez nas informacji organizatorem skoków była sekcja spadochronowa Aeroklubu Pomorskiego. Skoki odbywały się z pokładu samolotu Cessna, który wystartował z lotniska sportowego w Bagiczu. Spadochroniarze w trakcie swobodnego opadania mieli ćwiczyć jedną z figur. Zawodnikom udało się ją wykonać, po czym oddalili się od siebie. Każdy lądował osobno. Dla kobiet, jak się chwilę później okazało, był to ostatni w życiu skok.
Jak ustalili śledczy pilot samolotu oraz spadochroniarze, którzy się uratowali, byli trzeźwi. Rozpoczęły się przesłuchania. Prokuratura bada sprawę pod kątem nieumyślnego spowodowania śmierci. Wkrótce wiadomo będzie czy w trakcie przygotowań do skoków zachowane zostały wszystkie warunki bezpieczeństwa. ©℗
Przemysław WEPRZĘDZ
Fot. Dariusz GORAJSKI