– Niektóre jednostki ochotniczych straży pożarnych zaczynają cierpieć na notoryczny brak ludzi i zdarza się, że w ogóle nie wyjeżdżają do interwencji - mówi st. bryg. Wojciech Siergiej, komendant stargardzkiej Państwowej Straży Pożarnej. - Regularnie szkolimy chętnych, ale z reguły są to bardzo młodzi ludzie, którzy po ukończeniu szkoły rozglądają się za pracą. A jak już ją podejmą, nie są tak dyspozycyjni. Po upadku państwowych gospodarstw rolnych we wsiach zrobiło się sporo bezrobotnych, ale wszelki duch w tych ludziach umarł i nie mają już chęci, ani woli do współpracy z nami.
W powiecie stargardzkim, zajmującym obszar ponad 1,5 tys. km kw., z czego 22 proc. to obszary leśne, mieszka prawie 120 tys. osób. Ochroną przeciwpożarową na tym terenie zajmują się strażacy z PSP, 31 jednostek OSP (w tym 13 wchodzących w skład w krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego) oraz jednej jednostki wojskowej straży pożarnej. Zgodnie z Ustawą o ochronie przeciwpożarowej, bezpośredni udział w działaniach ratowniczo-gaśniczych mogą brać członkowie OSP, którzy ukończyli 18 lat, ale nie przekroczyli 65. roku życia, posiadają aktualne badania lekarskie, są ubezpieczeni oraz odbyli szkolenie pożarnicze. Jak wylicza W. Siergiej, w powiecie stargardzkim spełnia te wymogi
493 ratowników z OSP, spośród których 275 jest w krajowym systemie ratowniczo-gaśniczym.
- Teoretycznie tylu właśnie ratowników może uczestniczyć w działaniach ratowniczych - dodaje st. bryg. Wojciech Siergiej. - Inaczej wygląda to w jednostkach OSP, nie należących do KSRG. Tam na 18 jednostek, jedenaście z nich nie spełnia stawianych wymogów. Z tego względu do działań ratowniczych możemy dysponować tylko ochotników z Dzwonowa, Wapnicy, Pęzina, Nowej Dąbrowy, Reptowa, Kunowa i Sowna. ©℗
Więcej w środowym Kurierze Szczecińskim i e-wydaniu z 6 kwietnia 2016
Aneta SŁABA