Czy ustawa o ochronie zwierząt może być narzędziem, którym niedługo posłużą się ludzie nieuczciwi, a może i przestępcy z legitymacjami „inspektorów”, by pod pretekstem „złej opieki” nad psem, kotem czy innym zwierzęciem wejść na cudzą posesję, do czyjegoś domu? Projekt nowelizacji ustawy, który znowu trafił do Sejmu, daje organizacjom pozarządowym uprawnienia, które w PRL-u miała tylko Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa. Praktycznie bez zgody sądu czy prokuratury mogłyby one bezkarnie wchodzić na teren prywatnych posesji.
Istnieje poważna obawa, że gdyby posłom „prozwierzęcym” udało się przeforsować tę kontrowersyjną ustawę, liczba ludzi, którzy „nagle pokochali zwierzęta”, a co za tym idzie, teoretycznie mogliby dysponować uprawnieniami „inspektora”, gwałtownie by wzrosła. Mówiąc wprost: krytycy projektu przygotowanego przez „PO-PiS-ową prozwierzęcą koalicję”, czyli posła Krzysztofa Czabańskiego z PiS i posła Pawła Suskiego z PO, uważają, że projekt ustawy o ochronie zwierząt łamie konstytucyjne prawa obywatelskie, ogranicza prawo do własności, daje możliwości głębokiej ingerencji w życie prywatne obywateli uprzywilejowanym organizacjom ekologicznym, a nawet stwarza dogodne warunki do inwigilacji obywatela i zwalczania przeciwników politycznych. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 15 lutego 2019 r.
Tekst i fot. R.K Ciepliński