Zalesie leżące na obrzeżach Puszczy Wkrzańskiej to jeden z piękniejszych zakątków gminy Police. Są tu wspaniałe widoki, Transgraniczny Ośrodek Edukacji Ekologicznej, który rozsławił to miejsce daleko poza granice starostwa, a także odrestaurowany z pietyzmem piękny pałacyk Nadleśnictwa Trzebież. Skrywa on też swoje tajemnice; o jednej z nich dowiedzieliśmy się niedawno.
Zalesie nazywało się dawniej Sonnenwald i było folwarkiem. W początkach XX wieku stanął tam dwór nazwany przez ludzi pałacem, pod który zajeżdżały eleganckie powozy, gdy właściciele urządzali wielkie polowania albo jakieś ważne uroczystości. Wtenczas wzywano do pałacu panią Elsę, wyszkoloną i bardzo cenioną ochmistrzynię. Ona planowała menu i zakupy, zarządzała pracą kuchni, sama też gotowała, a nawet serwowała posiłki. Nadzorowała również sprzątanie pokoi oraz witała dostojnych gości, odbierając od nich płaszcze, kapelusze i laski. Else była ładna i bardzo miła, dlatego kieszonka jej białego fartucha przy takich okazjach pęczniała od napiwków, a niektórzy panowie byli bardzo hojni.
Ale w normalnych dniach w pałacu czuć było jakiś strach. Ludzie przebąkiwali, że dzieje się coś złego; co pewien czas nagle znikał ktoś z personelu i nigdy go już nie widziano. Czy porywał ich jakiś ludożerca albo duch czający się w zakamarkach? Krążyły różne wersje. Pewnego dnia, a było to na początku lat 30. ub. wieku, pani Else była świadkiem takiego wydarzenia: jedna z pokojówek została wysłana do sali zwanej dużą, gdzie miała nakryć stoły i ustawić naczynia. Tam ją widziano, ale w którymś momencie zniknęła. Długo szukano, długo wołano, nie odnalazła się już. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 9 listopada 2018 r.
Elżbieta Bruska
Na zdjęciu: Pałac w Zalesiu przed laty. Tam gdzie dzisiaj są łąki, była woda.
Fot. ze zbioru pp. I.A. Wakulińskich