Na 3 lata więzienia szczeciński Sąd Okręgowy skazał w środę (3 października) Annę D. z miejscowości Stołeczna (gm. Trzcińsko Zdrój). Kobieta równo rok temu trzykrotnie ugodziła nożem swojego partnera. Mężczyzna żyje - dzięki natychmiastowej pomocy lekarskiej.
Leszek G. żył w konkubinacie z Anną D. 14 lat. Ona pracowała w Niemczech opiekując się osobami chorymi i w podeszłym wieku. On głównie spożywaniem alkoholu - przepijając zarobione przez partnerkę pieniądze. Na tym tle wybuchały awantury. Jak twierdzą sąsiedzi, coraz częstsze i prowadzone z coraz większym nasileniem. Przynajmniej przez ostatni tydzień - przed 13 października 2017 r. - kłótnie prawie się nie kończyły. Anna D. twierdzi nawet, że została uwięziona w jednym z pokojów mieszkania, w którym mieszkali.
- Emocje więc się kumulowały - podkreślił adw. Józef Szenklewski, obrońca Anny D. - Gromadziły jak w balonie.
W końcu stało się to, co musiało się stać. Leszek G. (będąc jak zwykle pod wpływem alkoholu) znów sprowokował wymianę zdań. Potem doszło do wyzwisk, szarpaniny, a na koniec uderzenia pięścią w twarz. Kobieta poczuła się zagrożona. Wzięła nóż i próbowała się nim bronić przed agresją konkubenta. Machała nim bezładnie w powietrzu. Niestety trafiła w pierś atakującego mężczyzny.
- Ale nie zdawała sobie sprawy, że spowodowała zagrożenie życia. Nie miała świadomości, że zadała swojemu konkubentowi tak niebezpieczne ciosy - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Józef Grocholski. - Tym bardziej że nie miała zamiaru go zabić. Nie ma na to dowodów.
To ważne. Sąd na podstawie wyjaśnień oskarżonej oraz zeznań pokrzywdzonego i przesłuchanych świadków (w tym biegłych) inaczej ocenił to zdarzenie niż prokurator, który potraktował działanie Anny D. jako próbę zabójstwa. Zmienił kwalifikację prawną czynu i skazał ją za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała. Dzięki temu wyrok nie jest tak surowy jak mógł być.
Leszek G. przeżył - udało mu się uciec przed konkubiną na balkon, skąd zaczął wzywać pomocy. Dał się D. dźgnąć nożem, bo go zaskoczyła kopnięciem w krocze. Ale (podobnie jak oskarżona) najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia - z otrzymanych ran prawie nie leciała mu krew. Poza tym był pod wpływem alkoholu i, najprawdopodobniej, w szoku. Na szczęście zanim przyjechało pogotowie ratunkowe zjawiła się policja - jeden z funkcjonariuszy udzielił pokrzywdzonemu pierwszej pomocy.
Wyrok nie jest prawomocny. Jego wysokość najpewniej satysfakcjonuje oskarżoną, bo za pół roku może się ubiegać o wcześniejsze warunkowe skrócenie kary (kobieta siedzi w areszcie już rok). Jednak jest duże prawdopodobieństwo, że prokurator, który domagał się skazania Anny D. na 15 lat więzienia, odwoła się od wydanego w środę orzeczenia. ©℗
Leszek Wójcik
Fot. Robert Wojciechowski (arch.)