Poniedziałek, 23 grudnia 2024 r. 
REKLAMA

Trzy kolejne osoby z zarzutami ws. koszalińskiego escape roomu

Data publikacji: 18 października 2019 r. 17:50
Ostatnia aktualizacja: 19 października 2019 r. 14:09
Trzy kolejne osoby z zarzutami ws. koszalińskiego escape roomu
 

Trzy kolejne osoby – babcia, matka podejrzanego organizatora pokoju zagadek i jego pracownik – z zarzutami ws. koszalińskiego escape roomu, gdzie zginęło pięć dziewcząt. Cała trójka jest podejrzana o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci 15-latek.

O zarzutach poinformował w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.

Zarzuty usłyszeli: Małgorzata W. – babcia organizatora escape roomu, która rejestrowała działalność, Beata W. – matka podejrzanego, która współprowadziła działalność, i Radosław D. – pracownik escape roomu. Są podejrzani o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, które 4 stycznia 2019 r. zginęły w pożarze. Czyn ten jest zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności. Tożsame zarzuty usłyszał 6 stycznia 2019 r. 28-letni Miłosz S. – organizator escape roomu.

Zdaniem prokuratury podejrzani zlekceważyli przepisy o ochronie przeciwpożarowej, m.in. instalując "takie a nie inne ogrzewanie lokalu" oraz pozbawiając lokal dróg wentylacji i ewakuacji. Gąsiorowski poinformował, że wobec Małgorzaty W. i Beaty W. zastosowano środki o charakterze wolnościowym, zobowiązano do poręczenia majątkowego po 10 tys. zł, zastosowano dozór policji i zakaz opuszczania kraju. Natomiast 25-letni Radosław D. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące przez Sąd Rejonowy w Koszalinie, o co wnioskowała prokuratura okręgowa. Gąsiorowski zaznaczył, że postanowienia o środkach zapobiegawczych nie są prawomocne, przysługuje na nie zażalenie. Dodał, że żadna z podejrzanych osób nie zdecydowała się na złożenie wyjaśnień ani w prokuraturze, ani przed sądem, gdy decydowano o środkach zapobiegawczych.

Gąsiorowski podkreślił, że prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt dla Radosława D., gdyż "od dłuższego czasu wersja przedstawiona przez pracownika escape roomu (był przesłuchiwany jako świadek) niestety nie znajdowała potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych".

- Złożyły się na to i opinie biegłych z zakresu medycyny, i opinie biegłych z innych specjalności – zaznaczył.

Prokuratura ustala, czy Radosław D. poszedł do sklepu, gdy doszło do pożaru.

- Badana jest i taka ewentualność. Są pewne fakty, wskazujące na to, że na moment mógł się oddalić. Nie był to moment, gdy wybiegł z escape roomu, by wzywać pomoc, tylko wcześniej – poinformował Gąsiorowski.

Radosław D. był przesłuchiwany wcześniej w charakterze świadka. 25-latek podczas przesłuchania jeszcze w szpitalu w Gryficach, do którego trafił z oparzeniami po pożarze, miał mówić, że obserwował dziewczęta podczas zabawy w escape roomie. Zeznał, jak informował wówczas Gąsiorowski, "że w pewnym momencie usłyszał, że coś się dzieje z jedną z butli gazowych, znajdujących się w pomieszczeniach. Zauważył, że ulatnia się gaz i próbował to opanować. Myślał, że uda mu się ją dokręcić. Nic to nie dało. Nagle wybuchły płomienie. Doznał pierwszych poparzeń".

- Płomienie były coraz większe i gdy zorientował się, że jest to bardzo duży pożar i nie będzie miał już dostępu do drzwi, które należałoby otworzyć, by dziewczęta mogły opuścić pomieszczenie, będąc poparzonym, odczuwając ból, wybiegł na zewnątrz, dobiegł do pierwszych osób, które przebywały na zewnątrz, i krzyczał, by wzywano pomoc, straż pożarną – przekazywał wówczas wersję wydarzeń Radosława D. rzecznik prokuratury.

Pierwszy podejrzany w sprawie escape roomu - jego organizator Miłosz S. usłyszał zarzuty 6 stycznia, a następnego dnia - decyzją Sądu Rejonowego w Koszalinie - został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Areszt dla Miłosza S. sąd przedłużał trzykrotnie. Zgodnie z ostatnim postanowieniem podejrzany pozostanie w areszcie do 31 grudnia 2019 r.

Do tragicznego pożaru w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia po godz. 17. Zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic jednej klasy - trzeciej "d" Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli (butle zasilały w paliwo piecyki w budynku). Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.

(pap)

Fot. Robert Stachnik (arch.)

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Żart
2019-10-19 11:10:01
Chcą się zabrać za te escape roomy? Dobrze. Robią precedens wsadzając nic nie wiedzące babkę i matkę? Kpina. Pracownik? Pewnie zapytał się szefa, czy to ma tak być i usłyszał, że wszystko było sprawdzane. Jesteście cyniczni.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA