Trzy kolejne osoby – babcia, matka podejrzanego organizatora pokoju zagadek i jego pracownik – z zarzutami ws. koszalińskiego escape roomu, gdzie zginęło pięć dziewcząt. Cała trójka jest podejrzana o umyślne spowodowanie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru i nieumyślne doprowadzenie do śmierci 15-latek.
O zarzutach poinformował w piątek rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie Ryszard Gąsiorowski.
Zarzuty usłyszeli: Małgorzata W. – babcia organizatora escape roomu, która rejestrowała działalność, Beata W. – matka podejrzanego, która współprowadziła działalność, i Radosław D. – pracownik escape roomu. Są podejrzani o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewcząt, które 4 stycznia 2019 r. zginęły w pożarze. Czyn ten jest zagrożony karą do 8 lat pozbawienia wolności. Tożsame zarzuty usłyszał 6 stycznia 2019 r. 28-letni Miłosz S. – organizator escape roomu.
Zdaniem prokuratury podejrzani zlekceważyli przepisy o ochronie przeciwpożarowej, m.in. instalując "takie a nie inne ogrzewanie lokalu" oraz pozbawiając lokal dróg wentylacji i ewakuacji. Gąsiorowski poinformował, że wobec Małgorzaty W. i Beaty W. zastosowano środki o charakterze wolnościowym, zobowiązano do poręczenia majątkowego po 10 tys. zł, zastosowano dozór policji i zakaz opuszczania kraju. Natomiast 25-letni Radosław D. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące przez Sąd Rejonowy w Koszalinie, o co wnioskowała prokuratura okręgowa. Gąsiorowski zaznaczył, że postanowienia o środkach zapobiegawczych nie są prawomocne, przysługuje na nie zażalenie. Dodał, że żadna z podejrzanych osób nie zdecydowała się na złożenie wyjaśnień ani w prokuraturze, ani przed sądem, gdy decydowano o środkach zapobiegawczych.
Gąsiorowski podkreślił, że prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt dla Radosława D., gdyż "od dłuższego czasu wersja przedstawiona przez pracownika escape roomu (był przesłuchiwany jako świadek) niestety nie znajdowała potwierdzenia w zebranych materiałach dowodowych".
- Złożyły się na to i opinie biegłych z zakresu medycyny, i opinie biegłych z innych specjalności – zaznaczył.
Prokuratura ustala, czy Radosław D. poszedł do sklepu, gdy doszło do pożaru.
- Badana jest i taka ewentualność. Są pewne fakty, wskazujące na to, że na moment mógł się oddalić. Nie był to moment, gdy wybiegł z escape roomu, by wzywać pomoc, tylko wcześniej – poinformował Gąsiorowski.
Radosław D. był przesłuchiwany wcześniej w charakterze świadka. 25-latek podczas przesłuchania jeszcze w szpitalu w Gryficach, do którego trafił z oparzeniami po pożarze, miał mówić, że obserwował dziewczęta podczas zabawy w escape roomie. Zeznał, jak informował wówczas Gąsiorowski, "że w pewnym momencie usłyszał, że coś się dzieje z jedną z butli gazowych, znajdujących się w pomieszczeniach. Zauważył, że ulatnia się gaz i próbował to opanować. Myślał, że uda mu się ją dokręcić. Nic to nie dało. Nagle wybuchły płomienie. Doznał pierwszych poparzeń".
- Płomienie były coraz większe i gdy zorientował się, że jest to bardzo duży pożar i nie będzie miał już dostępu do drzwi, które należałoby otworzyć, by dziewczęta mogły opuścić pomieszczenie, będąc poparzonym, odczuwając ból, wybiegł na zewnątrz, dobiegł do pierwszych osób, które przebywały na zewnątrz, i krzyczał, by wzywano pomoc, straż pożarną – przekazywał wówczas wersję wydarzeń Radosława D. rzecznik prokuratury.
Pierwszy podejrzany w sprawie escape roomu - jego organizator Miłosz S. usłyszał zarzuty 6 stycznia, a następnego dnia - decyzją Sądu Rejonowego w Koszalinie - został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Areszt dla Miłosza S. sąd przedłużał trzykrotnie. Zgodnie z ostatnim postanowieniem podejrzany pozostanie w areszcie do 31 grudnia 2019 r.
Do tragicznego pożaru w escape roomie "To Nie Pokój" w Koszalinie przy ul. Piłsudskiego 88 doszło 4 stycznia po godz. 17. Zginęło pięć 15-letnich dziewcząt, uczennic jednej klasy - trzeciej "d" Gimnazjum nr 9, obecnie SP nr 18. Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli (butle zasilały w paliwo piecyki w budynku). Ogień miał uniemożliwić 25-letniemu pracownikowi escape roomu dotarcie do nastolatek. Mężczyzna został poparzony, nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla. Pogrzeb ofiar pożaru odbył się 10 stycznia. Dziewczęta spoczęły obok siebie na koszalińskim cmentarzu komunalnym.
(pap)
Fot. Robert Stachnik (arch.)