Kotka Tosia była stałą rezydentką Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii w Szczecinie. Chodziła po jego terenie, dostawała tu jedzenie, w końcu nawet doczekała się posłania w korytarzu jednego ze szpitalnych budynków – w pobliżu poczekalni dla pacjentów.
– Ale nie wchodziła na oddział, nie była tam, gdzie lekarze operują – zastrzega jedna z pacjentek ZCO, która podczas ostatniej wizyty w placówce stwierdziła, że kotka już nie ma. – Pamiętam, kiedy go kilka lat temu zobaczyłam, czekałam na wyznaczenie terminu operacji, a on sobie leżał w korytarzu. Różne nieprzyjemne myśli kłębiły się wtedy w mojej głowie, a ten kotek sprawił, że się uśmiechnęłam, na chwilę odwrócił moją uwagę od choroby… Samą obecnością.
Tosia przez co najmniej kilka lat trzymała się blisko szpitala przy ul. Strzałowskiej. Wielu pacjentów samą swoją obecnością podnosiła na duchu w trudnych momentach – po diagnozie, niepewnych tego, co będzie dalej, umawiających terminy kolejnych etapów leczenia. Jej zniknięcie nie mogło więc umknąć ich uwadze.
– Szkoda – mówi pacjentka. – Moim zdaniem kotek nikomu nie szkodził, wręcz przeciwnie. Ale może potrzebował już stałego opiekuna, ze względu na stan zdrowia? Chciałabym wiedzieć, co się stało?
Rzeczniczka szpitala, Agnieszka Muchla-Łagosz, zaznacza, że nie było decyzji, że kot ma opuścić teren szpitala. Ale…
– Kotka była zwierzęciem wolnochodzącym, dokarmianym przez personel – tłumaczy rzeczniczka. – To nie był kot domowy, a właśnie wolnochodzący, czyli poza kontrolą, i nie powinien przebywać w miejscu, gdzie są pacjenci o obniżonej odporności (a taka towarzyszy bardzo często chorobie onkologicznej) – zatem miseczki z jedzeniem zostały przeniesione do portierni. Wkrótce potem jedna z pań pielęgniarek zdecydowała się przygarnąć kotkę i zabrała ją do siebie do domu. Znalazła dobry dom na stałe.
Z jednej strony dobrze, że kotek ma już dom i własnego opiekuna, z drugiej – żal takiego „terapeuty”.
– Tu, w przejściu, miał swoje posłanko terapeutyczny tak naprawdę kotek Tosia – wskazuje miejsce, w którym przebywał zwierzak pacjentka ZCO. – Niektórzy nawet potrafili go nie zauważyć… Jest podobno w bardzo dobrych rękach, ale brakuje tego futrzaka… Mi na pewno. ©℗
(sag)