Bogumił Prostak, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Gryfinie, w ogóle niewiele miał do powiedzenia w sprawie napadu. Ujawnił jedynie, że zawiadomienie o napadzie na hurtownię policja otrzymała bezpośrednio w trakcie napadu od jednego ze świadków. Powiedział też, że do napadu doszło przed godziną dwudziestą pierwszą, kiedy w hurtowni przybywał jeszcze jej właściciel. Potwierdził informację, że bandyci w kominiarkach użyli siły wobec mężczyzny i że zostali ujęci zaledwie cztery godziny po napadzie.
B. Prostak więcej informacji udzielić nam nie chciał. Zasłaniał się dobrem śledztwa. Powiedział też, że prokuratura otrzymała już od policji materiał dowodowy, na podstawie którego w najbliższym czasie sąd podejmie decyzję o ewentualnym tymczasowym aresztowaniu podejrzanych. Czy są to prawdziwi sprawcy? Na to pytanie odpowiedzi stuprocentowej ciągle jeszcze nie mamy.
Skąpe informacje uzyskane od policji w KPP w Gryfinie udało nam się uzupełnić wiedzą nieoficjalną, której źródłem są mieszkańcy Osinowa Dolnego i okolicznych miejscowości. Rekonstrukcja zdarzeń, które miały miejsce między godziną 20 i 21 mogłaby wyglądać tak: najpierw nieopodal budynku hurtowni zaparkował samochód osobowy (z relacji jednego ze świadków wynika, że miał tablice z lubelskimi numerami rejestracyjnymi). Z auta wysiadło czterech lub pięciu mężczyzn (jeden z nich mógł pozostać w samochodzie). Kiedy mężczyźni wchodzili do hurtowni, przypadkiem dostrzegli ich klienci pobliskiego całodobowego sklepu, który znajduje się vis-à-vis. Od jednego z mieszkańców dowiedzieliśmy się, że mogli to być mężczyźni, którzy pod sklepem pili piwo.
– To oni właśnie najprawdopodobniej zawiadomili policję – powiedział nam nasz informator. – Domyślając się, że są świadkami napadu na hurtownię i chcąc uniemożliwić rabunek, panowie ci zamknęli od zewnątrz bandytów. Ci, po odebraniu pieniędzy, stwierdziwszy, że ktoś ich zamknął w budynku, zaczęli strzelać w drzwi, chcąc się wydostać. Ale drzwi nie otworzyły się. Wówczas najprawdopodobniej zaczęli grozić właścicielowi hurtowni i być może wtedy użyli wobec niego siły. Mogli go uderzyć jakimś narzędziem. Nie jest wykluczone, że otwarcia drzwi domagał się od mężczyzn stojących na zewnątrz także sam właściciel. W końcu – po wspomnianych groźbach – drzwi otwarto i rabusie odjechali – dodał. ©℗
Cały artykuł we wtorkowym "Kurierze Szczecińskim"
R.K. CIEPLIŃSKI
Fot. arch.: Robert STACHNIK