Dziewięć funkcjonariuszek, tysiące spotkań i historie, jakich można słuchać godzinami. Strażniczki miejskie, które pracują w Referacie Profilaktyki, na co dzień mają kontakt z dziećmi i młodzieżą. Szkolą, ostrzegają i same się uczą. A czasem stykają się z historiami, które mają dalszy ciąg, bo konsekwencje dziecięcych opowieści ponoszą… rodzice.
Historia strażniczek szkolnych rozpoczęła się w 2007 r. A pomysł „przywieziono” z Krakowa.
– Ówczesna Komisja Bezpieczeństwa Publicznego i Samorządności szczecińskiej Rady Miasta, w skład której wchodzili m.in. Grażyna Kochańska, Piotr Jania i Bogdan Trzos, podczas jednego z wyjazdów, w trakcie których radni z wielu miast wymieniali się doświadczeniami, zainteresowała się krakowskim pomysłem – wspomina Magdalena Woźniak, kierownik Referatu Profilaktyki. – Pomysł zaszczepili w prezydencie Piotrze Krzystku i szefowej Wydziału Oświaty, którą była wtedy późniejsza wiceprezydent Elżbieta Masojć.
Od samego początku dodatkowym wymogiem, jaki muszą spełniać strażnicy szkolni, jest wykształcenie pedagogiczne. Ale w pracy trzeba być elastycznym, mieć dystans do siebie, nieszablonowe poczucie humoru… Strażniczki (bo choć w referacie pracowali także panowie, dziś jest to 9 kobiet) nie ukrywają, że praca z dziećmi, zwłaszcza w wieku przedszkolnym, jest trudna, nie każdy się do niej nadaje, ale daje olbrzymią satysfakcję. Trzeba umieć z przymrużeniem oka spojrzeć na własny portret namalowany w dowód wdzięczności przez kilkulatka. Trzeba czasem zapomnieć o planie zajęć i wspólnie z dziećmi uklęknąć na podłodze i zająć się kolorowanką lub odrysować dłoń, odcisnąć nosek. Wspólnie zrobione prace zbierane są podczas każdej z takich wizyt i zdobią siedzibę Straży Miejskiej przy ul. Klonowica. Ale przez zabawę przekazywana jest także spora wiedza.©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 16 lutego 2018 r.
Tomasz TOKARZEWSKI