Strajk w szczecińskim porcie z sierpnia 1988 roku to jedna z naszych opowieści założycielskich - usłyszeliśmy podczas uroczystego otwarcia wystawy poświęconej wydarzeniom sprzed trzydziestu lat. Ekspozycję postawiono na placu Solidarności, czyli na dachu Centrum Dialogu "Przełomy", filii Muzeum Narodowego w Szczecinie.
- Samotny strajk z 1988 roku to jedna z opowieści założycielskich naszej świadomości regionalnej i duże wydarzenie w historii Polski - mówił Lech Karwowski, dyrektor MN. - Nakłada się na nasz topos narodowy romantycznego bohatera, który trwa na posterunku mimo sprzeciwu wszystkich sił zła.
Marszałek Olgierd Geblewicz stwierdził, że często wcale to nie te największe protesty doprowadzają do przełomu, że determinacja i odwaga niewielu osób potrafią zmienić oblicze kraju - a to, co wydarzyło się w naszym mieście 30 lat temu, jest na to najlepszym przykładem.
- Spotykamy się w rocznicę wydarzeń, które moim zdaniem są mocno niedoceniane - powiedział Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. - W historii polskiej drogi do wolności mówi się o Grudniu '70, Sierpniu '80, natomiast dużo mniej o wydarzeniach z sierpnia roku 88, które były elementem, który doprowadził bezpośrednio do odzyskania przez Polskę niezależności, do powrotu Polski na łono demokratycznych państw, która potrafią same decydować o swoim losie.
Jedną z najważniejszych postaci najdłuższego strajku okupacyjnego w historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej był Andrzej Milczanowski. Podkreślił, że protest był "trudny i specyficzny".
- Był trudny ze względu na niewielkie uczestnictwo zakładów pracy w samym Szczecinie, nie mówiąc o kraju, nie mówiąc o Polsce - wyjaśnił. - Pamiętajmy też o różnego rodzaju naciskach i zagrożeniach ze strony władzy. Pamiętamy milicyjną blokadę portu, pamiętamy wjeżdżające do kanałów portowych trałowce, pamiętamy nisko przelatujące helikoptery, pamiętamy wreszcie, jak 22 sierpnia dwie zajezdnie tramwajowe - na Niemierzynie i w Golęcinie - oraz zajezdnia autobusowa w Policach zostały spacyfikowane przez ZOMO. A 24 sierpnia została spacyfikowana następna zajezdnia autobusowa - na ul. Klonowica. Kraj nie zareagował na tę zainicjowaną przez Śląsk - a mocno podbudowywaną przez Szczecin - akcję strajkową.
Milczanowski dodawał, że tylko pozornie uczestnicy strajku niczego nie osiągnęli. Ich postulatów nie spełniono. Ale tak naprawdę, wedle byłego opozycjonisty, skutki protestu były dalekosiężne.
- Po pierwsze: 31 sierpnia 88 roku wysoki przedstawiciel rządu, generał Kiszczak, oraz ówczesny sekretarz Komitetu Centralnego, Stanisław Ciosek, spotkał się z Lechem Wałęsą w obecności i przy udziale biskupa Jerzego Dąbrowskiego. To było pierwsze spotkanie od stanu wojennego, zainicjowało ono Okrągły Stół - mówił Milczanowski. - Drugi skutek to upadek rządu Zbigniewa Messnera. I wreszcie trzeci, równie ważny skutek: wzrastająca siła "Solidarności". Pamiętamy ten pochód do katedry z 3 września, pamiętamy te co najmniej 4 tysiące osób w tym pochodzie, a potem ten marsz przez miasto do kościoła ojców jezuitów przy ul. Pocztowej. Nie pytaliśmy nikogo o zgodę.
Edward Radziewicz, lider wydarzeń w porcie, podkreślał, że każdy, kto zgadzał się na wejście do komitetu strajkowego, wydawał na siebie wyrok.
- Najmniejszy wyrok to tylko utrata pracy - przypominał. - A tak naprawdę to więzienia, przesłuchanie, maltretowanie - gdyby nam nie wyszło. Ale wyszło. Pozornie - nie. Ale wyszło. Najważniejsze było to, że kilkadziesiąt osób zdecydowało się wsiąść na ten ciężki sprzęt i powiedzieć do władzy: "No to wpuście to ZOMO tutaj. Zobaczymy, ilu ich tu zostanie. My jesteśmy gotowi na wszystko". Księża udzielili nam ostatecznego rozgrzeszenia, jak dla ludzi, którzy idą na wojnę.
Otwarcie wystawy na placu Solidarności to tylko jedno z wydarzeń zorganizowanego przez marszałka województwa zachodniopomorskiego cyklu imprez "Szczecin 88. Tu zaczęła się wolność". W planach są jeszcze: piknik rodzinny "Świętowanie wolności", koncert "Sierpniowe przełomy", uroczysta gala oraz debata "Nadzieje spełnione - nadzieje zawiedzione". ©℗
Alan Sasinowski
Fot. Dariusz Gorajski
Na zdjęciu: Edward Radziewicz (z lewej) i Andrzej Milczanowski opowiadali o wydarzeniach sprzed trzydziestu lat, w których odegrali wielką rolę.