Piątek, 22 listopada 2024 r. 
REKLAMA

Smakowity balkon z nasturcjami [GALERIA]

Data publikacji: 18 lipca 2017 r. 09:08
Ostatnia aktualizacja: 09 lipca 2019 r. 11:45
Smakowity balkon z nasturcjami
 

W górę się pną powoje i puszczają pędy winorośli. Kwitną ślazy, żagwiny, szałwie i lawenda. Obok krzewów porzeczek i pachnących pomidorów, nad którymi – w amplach – pysznią się dorodne truskawki. Na tle betonem zalanego podwórka jednej z szarych oficyn ul. Swarożyca taki „ogród na wysokościach” to dla pszczół i motyli przyjazna przystań, przystanek dla srok i wróbli, a dla dzieci rozrywka o niebo lepsza niż domowe kino.

Mikołaj ma niewiele ponad trzy lata, ale już z przejęciem wokół kwiatków z konewką biega. Bo już wie, że woda dla nich to życie. Bartek ma niespełna półtora roku, więc dla niego begonie wciąż są po to, po co też pomarańczowe gerbery i nasturcje, czyli żeby płatki z nich rwać i je smakować. Świat wielkich ogrodów dla obu chłopców zaczął się właśnie na tym balkonie.

– Rośnie następne pokolenie ogrodników – śmieje się Anna Kowalska, mama chłopców i główna ogrodniczka tego domu. – Z myślą o nich, ale też dla rodzinnej przyjemności przemieniliśmy to miejsce zielenią.

Zaczęło się od ukrycia betonowej posadzki miękką sztuczną trawą. Na niej pan Marcin ustawił skrzynię z wojskowego demobilu i drewnianą szpulę, odzyskaną z jakiegoś składowiska. Odnowił, zabejcował i tchnął w nie nowe życie. Skrzynia to teraz siedzisko z poduszkami, w którego wnętrzu kryje się „techniczne zaplecze” balkonowej zieleni. Natomiast szpula to dwa w jednym, czyli zarówno stół, jak również stojak dla ekspozycji donic nie tylko z kwiatami. „Cumują” tu m.in. także sadzonki malin i winorośli, zanim znajdzie się dla nich nowe miejsce. Czy to przy ścianie, gdzie teraz stoi drabina, obciążona skrzynkami z gerberami i powojnikami? Czy jednak bliżej okiennego parapetu, gdzie już się zadomowiły nasturcje i kwitną fantastycznie, a może przy słomianej macie, na której tle teraz smakowicie pachną pomidory?

– Zależało mi na urządzeniu balkonu w jednorodnym stylu. Nie chciałam jakiejkolwiek sztuczności czy przesadnej teatralności. Postawiłam na naturalność. W dekoracjach jest więc drewno, słoma i zieleń. A wszystko, także donice, w barwach ziemi. Uważam, że to idealne tło do ekspozycji roślin. Zarówno kwiatów, jak też ziół, owoców i warzyw. To zamierzona różnorodność nasadzeń. Balkon nie miał mieć jedynie waloru estetycznego, ale również dostarczyć naszym synom wielu nowych wrażeń – opowiada p. Anna.

Dotykają liści o różnym kształcie i fakturze. Poznają kolory i zapachy płatków: lawendy, róż, aksamitek i szałwii. Widzieli, jak przekwitały stokrotki, hiacynty, tulipany i anemony. Już smakowali truskawek i poziomek, nawet nasturcji, begonii i bratków. Na ogórki, kabaczki, jak pomidory czy dynie będą musieli jeszcze poczekać. A na winogrona znacznie dłużej, bo co najmniej do następnego sezonu.

– Dzisiaj dotarł do nas na piętro nawet wielki pająk i utkał piękną pajęczynę. Mam nadzieję, że poczeka na starszego z synów, który dzisiaj bawi u dziadków. Bo Mikołaj jeszcze takiego pająka nie widział – dopowiada p. Anna.

Dziadkowie, czyli Jadwiga i Lech Gębkowie, to z tej rodziny pierwsze pokolenie uczestników „Całego Szczecina w kwiatach”. Do dziś budzą podziw zieleńce z róż, hortensji, malw, smagliczek i magnolii, jakie lata temu urządzili opodal jednego z newralgicznych szczecińskich skrzyżowań (ul. Malczewskiego i Matejki) – dla dobra wspólnego i osobistej satysfakcji, pracą rąk własnych i z własnej kieszeni. Oni – jak mówią o nich sąsiedzi – piękni, blisko 90-letni.

Teraz – w liczącej ponad cztery dekady historii najbardziej prestiżowego, znanego i lubianego z zielonych konkursów Szczecina – nadszedł czas pokoleniowej zmiany: czyli Anny i Marcina Kowalskich. Czas przyszły, miejmy nadzieję, będzie należał do ich synów.

– Jesteśmy miłośnikami zieleni, amatorami ogrodnictwa, ale też jego pasjonatami. Balkon to nasze pierwsze wyzwanie. Nowym jest działka. Mąż pielęgnuje na niej męską dumę, czyli trawnik. Reszta to pole popisu dla mnie i realizacja fantazji synów. Choć one jeszcze częściej są związane z zabawkowymi taczkami, samochodami i klockami niż z konewkami, ale wszystko jest na najlepszej drodze: dbam o to, szacunku do natury ich uczę – opowiada Anna, gdy Bartek zrywa kolejny płatek begonii, nie mogąc się zdecydować: dla mamy czy do buzi. ©℗

Tekst i fot. Arleta Nalewajko

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

artur
2017-07-18 10:50:19
BRAWO PANI ANIU I PANIE MARCINIE !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
kwiaty
2017-07-18 10:06:40
Z tych roślin możnaby zrobić świetne cukierki ślazowe, szałwiowe i inne ziołowe :)
M.Dem.
2017-07-18 09:46:15
Jak ktoś jest człowiekiem, jakieś ma poczucie czegoś ładnego wokół siebie, to nawet w okolicznosciach ponurych (ciemne oficyny) stworzy, sobie i najbliższym, namiastkę życia przyjemnego i godnego. Gdzie chętnie się wraca z przedszkola, szkoły, pracy.

Dodaj komentarz

HEJT STOP
0 / 500


REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA