Brakuje im środków do dezynfekcji rąk i do czyszczenia powierzchni, nie mają maseczek. Stowarzyszenie Feniks, prowadzące schroniska dla osób bezdomnych przy ul. Zamkniętej w Szczecinie oraz w Policach prosi o pomoc. W dwóch placówkach przebywa teraz łącznie sto siedemdziesiąt osób. - Z resztą spraw sobie radzimy - mówi Arkadiusz Oryszewski, prezes Stowarzyszenia.
Na bramie przytuliska przy ul. Zamkniętej wisi komunikat dla mieszkańców: obowiązuje zakaz opuszczania schroniska oraz zakaz odwiedzin. Należy unikać komunikacji miejskiej, sklepów i innych skupisk ludzkich, a także osób, które mogą mieć gorączkę lub kaszel.
Po wejściu każdy obowiązkowo dezynfekuje tu ręce.
- Na początku była lekka panika - opowiada Arkadiusz Oryszewski. - Ktoś kaszlnął, a drugi mówił, że chce się wyprowadzić z pokoju, albo że zaraz umrze. Było jakieś ciśnienie, żeby uciekać nie wiadomo gdzie. A ja tłumaczyłem mieszkańcom, że to właśnie tu są bezpieczni, nie na mieście, w autobusie, czy w hipermarkecie, ale u nas. Od razu zaczęliśmy informować ich czym jest koronawirus, jaką ostrożność zachować. Na każdych drzwiach w każdym pokoju są informacje na ten temat. Uświadamiamy ludziom, że muszą o siebie dbać, zgłaszać nam wszelkie problemy ze zdrowiem. Mamy bezdotykowe termometry i codziennie o godzinie 21 sprawdzamy każdemu temperaturę. Co chwilę dostajemy jakieś wytyczne dotyczące takich obiektów jak nasze. Posiłki wydajemy w drzwiach stołówki, każdy ma własne pojemniki, sztućce, widelce i zjada obiad w swoim pokoju. W kolejce po posiłek staje się w odległości metra od innych. Nie ma odwiedzin. Wszelkie kontakt muszą być ograniczone, bo zaraza może być tu zawleczona. Nawet specjaliści: pracownicy socjalni, terapeuci, prawnicy teraz nie przychodzą. Z lekarzem jesteśmy głównie w kontakcie telefonicznym.
Schronisko wciąż przyjmuje potrzebujących. W ciągu ostatniego tygodnia przyszło 7 osób.
- Jeśli ktoś ma temperaturę, odsyłamy do lekarza - mówi Oryszewski. - Przebywają u nas głównie osoby starsze, schorowane w pierwszej kolejności narażone na bardzo złe konsekwencje tej zarazy. Bardzo się boimy, by wirus się tu nie pojawił. Mam nadzieję, że to jest do uniknięcia.
Schronisko jest dobrze zaopatrzone w żywność, ale brakuje środków do dezynfekcji i maseczek.
- Mamy co jeść, zrobiliśmy duże zapasy, bo podejrzewaliśmy, że dostawcy mogą się bać do nas przyjechać - mówi A. Oryszewski. - Ale towar jest nam dowożony. Kucharz ma z czego gotować. Znacznie gorzej z potrzebną chemią. Płyny dezynfekcyjne mieliśmy zawsze, jednak to zapasy na normalne potrzeby takiego obiektu. Teraz jest z tym duży problem na rynku, pukamy, gdzie się da, bo nasz niewielki zasób się kończy. Dostaliśmy z gminy rękawiczki, brakuje nam właśnie płynów no i masek, bo mamy ich tylko pudełko.
Kto może pomóc schronisku, powinien kontaktować się przez Facebooka lub telefonicznie - 91 421 61 22.
Tekst i fot. Anna Gniazdowska