We wtorek rolnicy, także na Pomorzu Zachodnim, znowu zorganizowali protesty. Krytykowali umowę z Mercosur.
Farmerzy zgromadzili się między innymi na drodze S10 w gminie Recz.
– Jest nas ponad stu. Nie blokujemy drogi. Rozdajemy ulotki – relacjonował w rozmowie z „Kurierem” jeden z organizatorów wydarzenia, Jakub Buchajczyk. – Niektórzy doskonale rozumieją nasze argumenty, inni – mniej. Niestety daliśmy się skłócić politykom. I tym, którym zależy na wprowadzeniu Mercosur.
Jak mówił rolnik, dwa tygodnie temu od jednego ze skupów wołowiny dowiedział się, że już czeka na bydło z Argentyny. Co jest tylko jednym ze zwiastunów czekających Polaków – ludzi wsi i konsumentów w miastach – kłopotów.
– Mięso w Brazylii, Argentynie czy Kanadzie produkowane jest według zupełnie innych standardów. Tamte kraje mają najwyższy współczynnik chemii, w Polsce mamy najniższy – tłumaczył Jakub Buchajczyk. – Mamy atesty, certyfikaty, normy. Oni nie mają. Mówi się, że ich żywność będzie kontrolowana. Ale nie mówi się, że kontrole przeprowadzą prywatne firmy, wynajęte na miejscu. Czyli będą to kontrole fikcyjne.
Protestujący rolnicy oczekują od rządu, że zbuduje mniejszość blokującą porozumienie z Mercosur. Jakub Buchajczyk deklaruje apolityczność, ma pretensję do całej klasy politycznej, ale szczególnie nie podoba mu się obecna aktywność polityków PSL-u.
– Mieszkańcom miast zwracam uwagę na pewną zagadkę. Sprzedajmy nasze produkty po coraz bardziej obniżonych cenach. Ale ceny tych produktów w sklepach ciągle rosną. Jak to możliwe? – pytał Jakub Buchajczyk. – W sierpniu zaproponowaliśmy rządzącym rozwiązania systemowe. Mówiliśmy o uruchomieniu infrastruktury eksportu, o potrzebie interwencyjnych skupów, o potężnym problemie z biurokracją i nieuzasadnionych kontrolach. Nie posłuchano nas. ©℗
(as)
