Mężczyzna podejrzewany do tej pory o rozlanie nieznanej substancji w toalecie restauracji Bollywood przyznał się do popełnienia przestępstwa. Usłyszał już zarzuty. Jeszcze nie wiadomo, czy zostaną zastosowane wobec niego jakieś środki zapobiegawcze.
Policjanci bez trudu zidentyfikowali osobę, która 31 grudnia 2016 r. rozlała podejrzanie wyglądającą (i cuchnącą) substancję w indyjskiej Bollywood Street Food - nowej restauracji na szczecińskim Podzamczu. Jego wizerunek bowiem zarejestrował działający w lokalu monitoring. Wiadomo więc, że Gerard P. zajął stolik o godz. 14.25. Zamówił zupę i wyszedł do toalety, z której natychmiast wybiegł. Chwilę później z WC zaczął się ulatniać nieprzyjemny zapach. Był tak silny, że pracownicy lokalu natychmiast wezwali policję. Niestety, lokal trzeba było zamknąć – wciąż jest nieczynny. Odwołany został bal sylwestrowy.
Właściciel lokalu złożył na policji doniesienie i przekazał funkcjonariuszom zapis kamery. Bez problemu ustalono, kim jest człowiek uwieczniony na nagraniu.
- Podejrzany przyznał się do rozlania substancji w toalecie restauracji - twierdzi asp. sztab. Anna Gembala z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie. - Nie wytłumaczył jednak, jakie były powody tego zachowania.
Mężczyźnie przedstawiono już zarzuty - odpowie za zniszczenie mienia. Jego czyn jednak oceniono jako chuligański. Jest więc możliwość podwyższenia kwalifikacji prawnej tego przestępstwa. Co to oznacza w praktyce? Za zniszczenie mienia grozi kara 5 lat więzienia. Jednak jeśli to mienie zostało zniszczone w sposób chuligański, kara może być wzmocniona o połowę, czyli o dodatkowe 2,5 roku odsiadki.
Mariusz Łuszczewski, właściciel Bollywood twierdzi, że to nie był pierwszy atak na jego lokale. Jakiś czas temu dokładnie taką samą substancję ktoś rozlał w restauracjach Tokyo i Buddha.
(lw)
Na zdjęciu: Niestety, lokal trzeba było zamknąć
Fot. Robert STACHNIK