- Byliśmy przygotowani niemal na wszystko - wspominali rygor, szykany i upokorzenia członkowie Stowarzyszenia Osób Internowanych „Chełminiacy 1982”. W poniedziałek (3 lutego) przy pomniku na nekropolii w podniosłym nastroju świętowali 37. rocznicę zwolnienia z wojskowego obozu internowania.
W Chełmnie, ale też w innych miejscach, między innymi w Czerwonym Borze i Unieściu (obecnie osiedle Mielna), w stanie wojennym władze komunistyczne pod pretekstem zorganizowania ćwiczeń wojskowych pozbawiły wolności 304 osoby, wśród nich 63 związkowców „Solidarności” z regionu koszalińskiego.
Wszyscy internowani zostali szeregowcami, choćby wcześniej uzyskali wyższe stopnie. Działania uprawomocniały surowe regulaminy i prawo wojskowe. Wzięci w kamasze nocowali na mrozie pod słabo ogrzewanymi namiotami, byli nękani fizycznie i psychicznie, a odmowa wykonania rozkazu oznaczała dwutygodniową odsiadkę w całkowitym odosobnieniu.
Nie wszyscy wytrzymali reżim. Dowodem śmierć Andrzeja Kosiewicza w lutym 1983 roku. Koszalinianin, po powrocie do domu i pobycie w zakładzie psychiatrycznym, popełnił samobójstwo.
Miejscem spotkań jest monument autorstwa śp. Zygmunta Wujka, odsłonięty w grudniu 2017 roku.
- To pierwszy pomnik pamięci internowanych w kraju, drugi stoi w Bydgoszczy, a różnica taka, że koszaliński powstał z naszych własnych składek, gdy tamten zbudował IPN – powiedział Władysław Etc. ©℗
Tekst i fot. (m)
Na zdjęciu: Wiesław Rybicki przy monumencie przypomniał, że „Chełminiacy” upomnieli się o sprawiedliwość i po procesie sądowym jesienią 2019 roku doprowadzili do skazania na dwa lata pozbawienia wolności bezpośrednio odpowiedzialnych dwóch decydentów z czasów stanu wojennego.