Kolejne rodziny, uciekające przed wojną z Ukrainy, dotarły w poniedziałkowy poranek do Szczecina. Z pociągu, który przyjechał z Przemyśla, wysiadło kilkanaście osób. Na wszystkich czekali wolontariusze z kanapkami i napojami.
Niewielka grupa dorosłych osób poinformowanych o charakterze pomocy, jaką może otrzymać, podziękowała tłumacząc, że może się przydać bardziej potrzebującym. Prosili jedynie o podpowiedź, jak dotrzeć do Pyrzyc, gdzie czkają na nich znajomi i dach nad głową. Po kilkudniowej podróży ofertę darmowego transportu przyjęli z wdzięcznością.
Bez dachu nad głową jest za to kobieta, która z dwójką dzieci dotarła przemyskim pociągiem z okolic Lwowa. początkowo zainteresowana wsparciem ostatecznie przyjęła tylko poczęstunek dla dzieci. Zdecydowała, że pierwsze dni spędzi u rodziny szwagra, który przyjechał tym samym pociągiem. W tym czasie dzieci odpoczną wśród znajomych, a ona rozejrzy się za mieszkaniem i pracą. Otrzymała też informacje, jak dotrzeć do centrum pomocy działającego w al. Piastów 40a i zapewnienie, że otrzyma także pomoc w uzyskaniu miejsc w szkołach czy przedszkolach dla dzieci.
Przybywający do Szczecina niechętnie rozmawiają o tym, od czego uciekli. Mówią o trwających godzinami alarmach, wyjących syrenach, wybuchach i pożarach. W dodatku droga do granicy to także koszmar i nie każdy jest w stanie ją wytrzymać. Korek na drodze do Polski sięgał w poniedziałek już Lwowa, czyli wynosił ok. 100 km. Wysiadający z pociągów są jeszcze przerażeni i mocno zagubieni. Dla opiekujących się nimi wolontariuszy największą nagrodą są uśmiechy i spokój. Zwłaszcza te na twarzach dzieci. ©℗
Tekst i fot. ToT