Jakieś dwa tygodnie temu moj syn przeżył podobną historię. Wraz z dwoma kolegami jechali nocnym autobusem.trzech mężczyzn pod wpływem alkoholu, lub innych używek w agresywny sposób zaczepiało pasażerów. Jeden z kolegów zwrócił im uwagę i się zaczęło. Starsi i silniejsi zaczęli bić i kopać,już leżących chłopców, syn próbował ich odciągnąć. W końcu jeden mężczyzna z autobusu zareagował i mu pomógł.kierowca nie zrobił nic, jakby w ogóle nic sìę nie działo dojechał do kolejnego przystanku otworzył drzwi. Udało się ich wypchnąć z pojazdu. Oczywiście jeszcze zdążyli zdemolować przystanek- szklany był.. skończyło się na rozciętym łuku brwiowym, obtłuczeniach i siniakach, ale mogło się skończy tragicznie. Dlaczego kierowca nie reaguje w takich sytuacjach, może akurat oni trafili na takiego melepetę. Na logikę, powinni mieć jakieś wsparcie służb z zewnątrz. Sprawcy zadowoleni na wolności, chłopcy oprócz siniaków mają uraz do komunikacji miejskiej a za wiatę zapłacimy wszyscy.

Mieli siłę, aby wypchnąć agresorów z autobusu, a nie mieli siły, aby ich przytrzymać do czasu przyjazdu policji?

Chyba najwyższy czas, aby komunikacja miejska dysponowała własną służbą ochrony pasażerów.Zmotoryzowane patrole powinne być do dyspozycji kierowców autobusów i tramwajów.