Odwagą i zdecydowaniem w działaniu wykazali się policjanci z białogardzkiej komendy, którzy interweniowali po wybuchu w zakładzie usługowym. Jeden z nich, st. sierż. Sebastian Szulc, narażając własne życie wszedł do zadymionego mieszkania i uratował młodego mężczyznę oraz jego czteroletnie dziecko.
Policjanci z Białogardu otrzymali zgłoszenie o wybuchu i wydobywaniu się gęstego dymu na posesji przy ul. Mickiewicza. Natychmiast na miejsce skierowani zostali funkcjonariusze z porannej zmiany, tj. sierż. sztab. Marek Stępniewski oraz st. sierż. Sebastian Szulc.
Już dojeżdżając na miejsce funkcjonariusze widzieli gęsty dym wydobywający się z budynku oraz wybiegających z niego i krzyczących ludzi. Z przekazu wynikało, że w mieszkaniu znajdującym się bezpośrednio nad miejscem wybuchu są jeszcze ludzie.
Policjanci bez namysłu weszli do budynku. Sierż. Szulc pobiegł do mieszkania na piętrze, z którego wydobywał się gęsty dym. Jego kolega zaś sprawdzał, czy pozostałe lokale zostały opuszczone przez lokatorów.
Z pierwszego piętra dobiegał głos mężczyzny, który prosił o pomoc w ratowaniu czteroletniego syna z mieszkania. Policjant nie zważając na zagrożenie wszedł do lokalu i na rękach wyniósł chłopca oraz pomógł wydostać się z zagrożonego miejsca jego ojcu. Całej trójce ze względu na bardzo gęste zadymienie udzielona została pomoc medyczna. Na szczęście nikt z uczestników zdarzenia nie odniósł poważnych obrażeń.
St. sierż. Sebastian Szulc po udzieleniu pomocy medycznej wrócił z powrotem do służby. W policji służy od 6 lat, jest także ratownikiem medycznym.
(g)
Fot. Facebook/Tomasz Szulc