Rok temu Sąd Okręgowy w Gorzowie Wlkp. skazał – po siedmiu latach procesu – na dwa lata bezwzględnego więzienia znanego szczecińskiego pieniacza sądowego Zbigniewa D. Podjął się on „wyprowadzić na prostą” bankrutującą spółkę polsko-niemiecką z okolic Słubic, żądając za swoje usługi ok. 2,3 mln zł, wiedząc, że ta spółka nie ma na swoim koncie żadnych pieniędzy. Ba, doliczał jej odsetki. Sprawą zainteresował się prokurator i oskarżył D. o przestępstwo z art. 286 kodeksu karnego.
D. złożył odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Szczecinie, który już cztery razy się zbierał, ale sprawy nie zakończy. Na pierwszej rozprawie D. złożył kolejne wnioski dowodowe, na kolejnej wystąpił o wyłączenie składu orzekającego, a jego obrończyni – o wyłączenia wszystkich sędziów z całej apelacji. Na lipcową sprawę zachorowała jego obrończyni, a wczoraj D. po raz czwarty zagrał na nosie Temidzie.
Tuż przed wokandą przysłał do sądu pismo zarzucające niewiarygodność swojemu obrońcy, potem złożył wniosek o wyłączenie czterech sędziów, w tym Jarosława Jaromina. Tyle tylko że takiego sędziego nie ma. Sędzia Jaromin ma na imię Janusz. Napisał także, że nie przyjdzie do sądu, gdyż sprawie przygląda się dziennikarz szmatławca, czyli niżej podpisany. Stwierdził, że udział w sprawie to jest strata czasu dla niego. Przewodniczący składu sędziowskiego, przywołany wyżej Janusz Jaromin powiedział, że sąd nie powinien tolerować takich komedii i kolejny termin wyznaczony zostanie z urzędu. Co wówczas wymyśli Zbigniew D.?
* * *
Jest to klasyczny przykład na przeciąganie spraw sądowych. Człowiek, który już rok temu został skazany na dwa lata odsiadki, kpi sobie z sądów i co chwila wymyśla jakieś kruczki prawne, byle tylko sprawa się nie zakończyła i nie stracił wolności. W Gorzowie wodził tak sąd przez siedem lat, doprowadzając do zmian w składzie sędziowskim, zmieniał prokuratora, przysyłał zwolnienia lekarskie, podobnie jak jego adwokat. Teraz gra w to samo z sądem apelacyjnym. Jak długo jeszcze?
Przypomnę, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro tyle mówi o skróceniu czasu trwania rozpraw, ale jak się okazuje, przepisy na ich przeciąganie istnieją. Tu nie trzeba zmieniać sędziów, a właśnie przepisy wykonawcze.
Mirosław KWIATKOWSKI
Fot. Robert WOJCIECHOWSKI