Platforma oskarża, stocznia odpowiada

Rafał Zahorski, Norbert Obrycki i Arkadiusz Marchewka mówili o zawiadomieniu do prokuratury. Fot. Dariusz Gorajski  

Politycy Platformy Obywatelskiej oceniają, że używanie nazwy "Stocznia Szczecińska" jest bezprawne, a ponadto zarząd Szczecińskiego Parku Przemysłowego posługiwał się sfałszowanym certyfikatami - i w związku z tym zawiadamiają prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Andrzej Strzeboński, prezes Stoczni Szczecińskiej, odpowiada, że to wszystko pomówienia, pokazuje certyfikaty i retorycznie pyta, komu zależy na tym, żeby w naszym mieście nie było przemysłu stoczniowego. 

- Po stępce bez projektu, po zapowiedziach przywrócenia nowej bandery, a mamy zero statków, po ustawie stoczniowej, z której skorzystało zero podmiotów, po "Gryfii", która miała budować statki, a kończy z 16-milionowym długiem, mamy fałszowanie certyfikatów - stwierdził poseł PO, Norbert Obrycki, podczas konferencji przed bramą stoczni. - Mamy dowody, że tymi certyfikatami posługiwano się od dłuższego czasu, a po tym, jak jakieś certyfikaty uzyskano, to nie na to, na co zapowiadano.

- To ministerstwo (Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej - przypis AS) powinno nazywać się ministerstwem rządowej ściemy - wtórował mu poseł Arkadiusz Marchewka.

I pokazał folder SPP przekazywany kontrahentom - na którym, jego zdaniem, certyfikat stoczniowy jest pozorowany przez certyfikat huty ze Stalowej Woli.

- Co więcej: od wielu miesięcy przedstawiciele SPP kreują mit o budowie wielkiej stoczni - dodawał polityk. - W SPP pracuje grubo ponad tysiąc osób. Są to pracownicy w większości firm prywatnych, które prowadzą tam swoje działalności, które się prężnie rozwijają. Z wypisu z Krajowego Rejestru Sądowego sprzed czterech dni jasno wynika, że to, co jest za naszymi plecami, nazywa się Szczeciński Park Przemysłowy. A więc zarząd wprowadza swoich kontrahentów w błąd. SPP nie jest budką na ryneczku, której szyld można zmieniać jak się chce, to nie jest własność ludzi z PiS, zmianę musi zatwierdzić sąd. W informacjach sprzed czterech dni jasno widać, że po wielu miesiącach używania tej nazwy nie mają do tego prawa.

Rafał Zahorski, pełnomocnik marszałka województwa zachodniopomorskiego ds. gospodarki morskiej, to, co dzieje się ze stocznią, nazwał "cyrkiem". I powiedział, że zarządcy SPP sfałszowali certyfikaty włoskiej firmy RINA.

W odpowiedzi prezes Andrzej Strzeboński zaprosił dziennikarzy do swojego gabinetu i pokazał im certyfikaty RIN-y wiszące na jego ścianach.

- 29 grudnia ubiegłego roku walne zgromadzenie przyjęło nazwę Stocznia Szczecińska - mówił. - Skutecznie, prawną uchwałą zgromadzenia wspólników w Warszawie taką decyzję podjęto. 18 stycznia tego roku jako zarząd złożyliśmy stosowny wniosek, w pełni kompletny, spełniający warunki - bo gdyby taki nie był, zostałby nam zwrócony. Do dziś nie ma rozstrzygnięcia w tej sprawie szczecińskiego KRS-u, na które z pokorą oczekujemy. Jeżeli dzisiaj obywatel Rzeczypospolitej zawiązuje spółkę i nazwie ją jak nazwie, to od drugiego dnia może się nią posługiwać - a procedura w KRS-ie może trwać. Certyfikaty mieliśmy i mamy w sposób uprawniony. Stocznię wymazywano z mapy gospodarczej i społecznej. W 2008 roku powiedziano rzeszom stoczniowców: "Sio! Wyjeżdżajcie! Pakujcie się i jedźcie do Irlandii, na zmywak". Dziś ci ludzie wrócili. Trzeba zadać pytanie: komu zależy, żeby nie było w Szczecinie stoczni? Komu zależy, żeby nie budowano w Szczecinie statków?

Do sprawy odniósł się także Krzysztof Zaremba, poseł Prawa i Sprawiedliwości:

- Politycy PO są ostatnimi, którzy powinni zabierać głos w sprawie stoczni, którą zniszczyli na zlecenie niemieckie. W ogóle mam wrażenie, że objawiła się tu niemiecka agentura wpływu. Jak się nie podoba odbudowa stoczni, to won do Stralsundu i Rostocku! A Herr Obrycki niech opowie o swoich powiązaniach z Niemcami. Stocznia Szczecińska działa w sposób uprawniony, pracuje. Będzie też prom. Docelowo zostanie wybudowanych 10 promów. Wraz z ministrem Joachimem Brudzińskim złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na narażaniu na straty skarbu państwa przez polityków PO. ©℗

(as)

Na zdjęciu: Rafał Zahorski, Norbert Obrycki i Arkadiusz Marchewka mówili o zawiadomieniu do prokuratury.

Fot. Dariusz Gorajski