Pedofil na wolności. Namawiał 14-latkę do seksu

Często pedofile szukają swoich nastoletnich ofiar w sieci. Mężczyzna, który podał się za 14-latkę, nie może pogodzić się z tym, że że człowiek, który według jego oceny okazał się pedofilem, nie zostanie ukarany.  

Kołobrzeska prokuratura umorzyła postępowania w sprawie mężczyzny, który za pośrednictwem internetu umawiał się na seks z 14-latką. Dziewczyna co prawda nie istnieje, bo w jej rolę wcielił się Mateusz Giec, który postanowił przeprowadzić obywatelską prowokację.

Internetowa korespondencja pomiędzy prowokatorem a Sebastianem S., o którym mowa, miała miejsce w listopadzie ubiegłego roku. Na czacie GG najpierw potencjalny oprawca zapytał swoją ofiarę, ile ma lat, a potem, czy spotyka się niezobowiązująco. Gdy Mateusz Giec zaczął dopytywać, co to znaczy, ten miał odpisać, że „na seksik”.

Korespondencja między obu panami trwała kilka dni. Sebastian S., który był przekonany, że czatuje z 14-latką, oferował jej w zamian za usługi seksualne prezenty, w tym markowe perfumy. W końcu zaproponował spotkanie w jednym z mieszkań przy ul. Kupieckiej w Kołobrzegu. W tym czasie Mateusz Giec współpracował już z policją, której zgłosił sprawę. Mundurowi zorganizowali zasadzkę.

Sebastian S. pojawił się w wyznaczonym miejscu z winem, coca-colą i prezerwatywami. Tam został zatrzymany przez funkcjonariuszy. Okazało się jednak, że gdy policjanci weszli kilkanaście sekund po podejrzanym do klatki schodowej bloku, w którym umówione zostało spotkanie, mężczyzna zbiegał schodami w dół. To zdaniem prokuratury świadczyło o tym, że zrezygnował z zamiaru popełnienia przestępstwa. W tej sytuacji dochodzenie zostało umorzone.

Mateusz Giec nie może pogodzić się z tym, że że człowiek, który według jego oceny okazał się pedofilem, nie zostanie ukarany. Uważa, że przykład Sebastiana S. otwiera drogę do działania zwyrodnialcom i pedofilom. Artykuł 15 Kodeksu karnego jasno jednak precyzuje, że nie podlega karze za usiłowanie przestępstwa ten, kto dobrowolnie odstąpił od jego dokonania. ©℗

(pw)

Fot. Robert Wojciechowski (Archiwum)