Dziesięciu mężczyzn zamieszanych w głośną aferę narkotykową odpowiada przed Sądem Okręgowym w Szczecinie za udział w grupie przestępczej. Jeden z oskarżonych przed zatrzymaniem miał romans. Dziś jego była kochanka jest świadkiem. Swoimi zeznaniami wcale nie pomogła niegdysiejszemu koledze.
Można zaryzykować, że gdyby nie ta przygoda, być może Artur G. w ogóle nie byłby oskarżony. Z wcześniejszych zeznań jego żony wynika bowiem, że jej mąż miał wyjątkowego pecha. Po pierwsze, jego kochanka (choć sama mężatka) była nadzwyczaj niedyskretna – z bilingów wynika, że dzwoniła do niego około trzystu razy miesięcznie. Po drugie, kiedy już ich romans przestał być tajemnicą, postanowiła – wspólnie ze swoim zdradzonym mężem – na tym związku trochę zarobić.
– Zaczęli nas nękać – zeznała w sądzie kobieta. – Najpierw dzwonili, a potem wysyłali wiadomości, SMS-y.
Najczęściej obraźliwe. Ale później pojawił się w nich również wątek dotyczący narkotyków. A potem szantażu. Jeden z SMS-ów brzmiał: „Dasz kasę, a nie będzie tematu”. Potem przyszedł list, w którym małżeństwo S. domagało się 50 tys. zł za milczenie. A kiedy zatrzymano Artura G., przyszła ostatnia wiadomość: „Co w naszej sprawie, bo dzisiaj zeznajemy”.
I zeznali. Okazało się, że kochankowie podczas schadzek zażywali narkotyki.
- Tak, kilka razy zażyliśmy kokainę - przyznała na ostatniej rozprawie Sandra S. - Artur ją przynosił. Skąd? Tego nie wiem.
Sandra S. twierdzi, że po wyjściu na jaw ich romansu, jej mąż zabrał jej telefon i to on, w jej imieniu, wysyłał do byłego kochanka żony niedwuznaczne SMS-y. On również miał być autorem listu, w którym żądał pieniędzy za milczenie.
- Mariusz S. miał mój podpis in blanco. Ja nawet nie znam treści tej korespondencji - zapewniała w sądzie zeznająca. - To mściwy człowiek. Cham.
Sąd będzie się starał, by Mariusza S. przesłuchać w charakterze świadka ale nie będzie to łatwe. Mężczyzna przebywa w Hamburgu - nie ma z nim kontaktu.
Pomówiony przez kochankę Artur G. w śledztwie powiedział skąd miał narkotyki: od Remigiusza G. A ten był (zdaniem prokuratury) przywódcą grupy przestępczej zajmującej się m.in. handlem narkotykami a dziś głównym oskarżonym w toczącym się procesie. Artur G. wskazując na Remigiusza G. poważnie go więc obciążył. Nieświadomie? Jeśli tak, to znów szczęście mu nie dopisało i przypadkowo wplątał się w poważne kłopoty - siedzi teraz z rzekomymi dostawcami towaru w jednej ławie oskarżonych.
Ale możliwe, że rzeczywiście handlował narkotykami i miał kontakty z półświatkiem. To by oznaczało, że zeznania jego byłej kochanki są dowodami pogrążającymi, tym razem jego.
Na szczęście dla Artura G. oskarżonego Remigiusza G. wkopał nie tylko on. Część dowodów, które go obciążają pochodzi z nagrań rozmów telefonicznych prowadzonych np. z innym oskarżonym, Adrianem T. Mężczyzna ten w swoich wyjaśnieniach również podał, że otrzymywał narkotyki od szefa, czyli od Remigiusza G.
Prokurator jest zdania, że Adrian T. również był członkiem grupy przestępczej. To też ciekawa postać. Ukończył prawo. W swojej kancelarii udzielał porad w sprawach gospodarczych. Jako prawnik miał przekazywać gangsterom informacje o toczących się w prokuraturze postępowaniach przeciwko poszczególnym „żołnierzom". Poza tym miał im zapewniać pomoc prawną i materialną.
Mężczyzna chcąc wzmocnić swoją pozycję w grupie, powoływał się na różne znajomości - w tym w prokuraturze (z tego powodu wszczęto nawet postępowanie wyjaśniające). Dlatego obrońca Remigiusza G. złożył wniosek, by sprawdzić, czy śledztwo ten wątek potwierdziło. Wydaje się bowiem, że prawnik jedynie fantazjował o romansie z prokuratorką. A jeśli tak, przedstawiony mu zarzut (powoływanie się na wpływy w organach ścigania) jest bezzasadny, bo nic tak naprawdę nie mógł załatwić. I wszyscy o tym wiedzieli.
- Chwalił się układami – zapewniał składając wyjaśnienia Remigiusz G. – Chciał się w ten sposób dowartościować. To idiota.
Remigiusz G. nie przyznaje się do popełnienia zarzucanych mu przestępstw.
- Nie kierowałem grupą przestępczą i nie zajmowałem się obrotem środkami odurzającymi – zapewnił po odczytaniu mu zarzutów przez prokuratora. Mężczyzna potwierdził jedynie, że rzeczywiście posiadał gram kokainy na własny użytek.
Jednak zdaniem oskarżyciela publicznego, G. stał na czele zorganizowanej grupy przestępczej. To on miał o wszystkim decydować i przydzielać zadania jej członkom. Mężczyzna ma 50 lat. Jest z zawodu kucharzem, ale przed zatrzymaniem pracował jako ochroniarz. Był już wcześniej karany, odpowiada więc w warunkach recydywy. ©℗
Leszek Wójcik
Fot. Robert Stachnik (arch.)