Cywilne lotnisko w Goleniowie istnieje od prawie 50 lat, dla goleniowian jest „oczywistą oczywistością”. Trudno sobie wyobrazić, że mogłoby go nie być. Ale emocji żadnych nie budzi. Port lotniczy Szczecin-Goleniów nie jest też specjalnie istotny dla gminy Goleniów.
Goleniowianie do swojego lotniska podchodzą z lekką obojętnością. Nie przeszkadza im, ale też nie podnieca. Lotnisko nie jest uciążliwe, bo samolotów wciąż ląduje na nim niewiele, nie latają nad miastem i nie zakłócają spokoju. Ci, którzy korzystają z komunikacji lotniczej, cenią sobie bliskość portu lotniczego i kilkuminutową podróż samochodem. Lądujesz, a 15 minut później jesteś już w domu – wygoda niesamowita.
Uwagę przyciąga, kiedy dzieje się coś ponad rutynowe starty i lądowania. Parę lat temu sensację wzbudził potężny An-124, który z ledwością zmieścił się na płycie postojowej. Wielu goleniowian pojechało oglądać dreamlinera, który wylądował, zepsuł się i nie mógł wrócić do Warszawy. Ale to rzadkie zdarzenia. Lądujących B-737 nikt nie jeździ oglądać. Są codziennością.
Gmina Goleniów ma drobny udział w lotniskowej spółce i swojego reprezentanta w jej radzie nadzorczej. Nie ma jednak wpływów do budżetu z tytułu podatków, bo spółka wciąż jest na minusie, trzeba do niej dopłacać, a główni udziałowcy nie chcą słyszeć o tym, by ich dopłaty szły w formie podatków do gminnego budżetu.
Tekst i fot. Cezary Martyniuk
Więcej w czwartkowym „Kurierze Szczecińskim” i e-wydaniu z dnia 21 stycznia 2016 roku