Przed weekendem lotem błyskawicy obiegła niektóre media informacja o pacjencie, który zmarł chwilę po tym, jak nie został wpuszczony do jednej z kołobrzeskich przychodni lekarzy rodzinnych. Mowa o placówce znajdującej się przy ul. Zaplecznej.
Portale internetowe, w tym uznawane dotychczas za wiarygodne opisywały sytuację, w której próbującemu dostać się do przychodni pacjentowi lekarze nie udzielili pomocy. Pacjent chwilę potem upadł przed drzwiami przychodni, nie dając oznak życia. Reanimacją mieli zająć się przypadkowi świadkowie zdarzenia. Niestety, okazała się ona bezskuteczna. Opisywana przez różne źródła sytuacja miała wpisywać się swoim dramatem w pandemię i niewydolną służbę zdrowia. I pewnie dreszcze niejednemu mogłyby jeszcze dzisiaj przejść po plecach, gdyby nie fakt, że wiadomość okazała się tak zwanym fake newsem. Jedynym ziarenkiem prawdy jest to, że mężczyzna zmarł.
Przebieg zdarzeń udało się odtworzyć dzięki osiedlowemu monitoringowi. Mężczyzna wyszedł z klatki schodowej, w której znajdowało się jego mieszkanie, ale w krótkim czasie zawrócił, jakby czegoś zapomniał. W pewnym momencie zatrzymał się i oparł o barierkę okalającą zjazd do podziemnego garażu. Chwycił się przy tym za klatkę piersiową, po czym upadł. Działo się to w odległości około 10 metrów od wejścia do znajdującej się w pobliżu przychodni.
Na ratunek ruszył mu najpierw przypadkowy przechodzień, który powiadomił pogotowie ratunkowe. To on rozpoczął reanimację. Chwilę potem dołączył do niego personel niesłusznie oskarżanej o zaniedbania przychodni. Na miejsce przybyli ratownicy medyczni, którzy przejęli reanimację. Niestety, nie przyniosła ona spodziewanego rezultatu. Mężczyzna, który zasłabł tracąc przytomność, zmarł.
Opisana zgodnie z prawdą sytuacja oczywiście nie umniejsza dramatu, jaki rozegrał się na ul. Zaplecznej w Kołobrzegu. Puszczanie w eter niesprawdzonych informacji, podsycanych pandemią, jest jednak delikatnie mówiąc nie na miejscu. ©℗
(pw)