Stefan Pachulczak to emerytowany górnik z Knurowa na Śląsku. Samotnie wychowuje syna Mariusza z zespołem Downa. Młody człowiek choruje na niedoczynność tarczycy. Lekarz zalecił kurację nad morzem. Tak kilka lat temu trafili do Świnoujścia.
– Chciałem, żeby syn poczuł się lepiej. To było chucherko. On się na Śląsku dusił. Pobyt w Świnoujściu dobrze mu zrobił, ale dwa tygodnie to było za mało. Zacząłem więc rozważać przeprowadzkę do Świnoujścia. Osoba, u której wykupiliśmy noclegi, powiedziała mi o nowym budynku, w którym kupowała kolejne mieszkanie na wynajem. Znajdowało się w pobliżu przeprawy promowej i Parku Zdrojowego. Dobra lokalizacja. W razie potrzeby szybko można przeprawić się Bielikiem i dotrzeć do dworca kolejowego, żeby pojechać na Śląsk. No i podjęliśmy decyzję, żeby zamieszkać nad morzem, gdzie mój syn mógłby się skuteczniej leczyć – opowiada S. Pachulczak.
W mieszkanie pan Stefan włożył oszczędności życia swoje i rodziców. Sam zmaga się z niepełnosprawnością. Emerytura górnicza pozwoliła wziąć niewielkie kredyty na wykończenie mieszkania. Ale szybko zaczęły się problemy.Teraz walczy o swoje w sądach, ale tam otrzymuje kolejne ciosy. Przegrywa, więc wciąż żyje w strachu przed eksmisją.
– Ja to mieszkanie kupiłem za własne pieniądze. Włożyłem w to dorobek życia. To miało być zabezpieczenie na przyszłość dla mojego syna. A dzisiaj jestem traktowany jak przestępca. To nie ja powinienem mieć problemy, ale osoby, które doprowadziły do tego, że ja i mój syn znaleźliśmy się w tej sytuacji – mówi Stefan Pachulczak. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 16 marca 2018 r.
Tekst i fot. Bartosz Turlejski