Trzy godziny trwało spotkanie w urzędzie wojewódzkim w Szczecinie dotyczące budowy podmorskiego gazociągu Nord Stream 2, zorganizowane we wtorek (13 czerwca). Wzięło w nim udział ponad sto osób. Podczas gorącej dyskusji, na stole, przy którym siedzieli przedstawiciele inwestora, pojawiła się taca z chudymi dorszami...
- Jestem rybakiem od 30 lat, Bałtyk jest w wielkiej katastrofie. Co mamy robić dalej? - alarmował Wiesław Szklany z Darłowa. Na dowód pokazał przedstawicielom konsorcjum Nord Stream 2 wychudzone bałtyckie dorsze.
W odpowiedzi usłyszał, że stan ryb zaczął się pogarszać jeszcze przed budową gazociągu Nord Stream i nie ma związku z tą inwestycją.
Jednak zdaniem ichtiologa Grzegorza Hałubka, brakuje stosownych badań na Bałtyku.
- Wielu ocenia, że celowo się ich nie przeprowadza - mówił G. Hałubek. - Niedawno na Kongresie Morskim w Szczecinie mówiono, że cały ekosystem jest zachwiany. Niekorzystne zjawisko z dorszem wystąpiło gwałtownie w lutym 2012 r. i ten proces się pogłębia.
Konsorcjum Nord Stream 2 to spółka zależna od rosyjskiego Gazpromu. Budowę podmorskiego gazociągu, biegnącego obok już istniejącego Nord Stream, chce rozpocząć w II kwartale 2018 r. i zakończyć w ciągu 2 lat. Dwie nitki o długości ponad 1200 km mają mieć roczną przepustowość 55 mld m sześc. gazu. Koszt inwestycji to ponad 9 mld euro. Sprzeciwiają się jej Polska, kraje bałtyckie i Ukraina.
Obecnie projekt jest na etapie konsultacji społecznych.
Organizatorzy spotkania w Szczecinie byli zaskoczeni frekwencją. Podobne odbyły się już w kilku krajach nadbałtyckich i na wszystkie przybyło mniej osób. Po omówieniu projektu rozgorzała dyskusja. Dociekliwe pytania zadawali nie tylko rybacy, ale też przedstawiciele organizacji ekologicznych, instytucji naukowych, Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, eksperci ds. energetycznych. W spotkaniu wzięli udział m.in. reprezentanci ministerstw energii oraz spraw zagranicznych, a także samorządów i organizacji pozarządowych.
Tekst i fot. (ek)