Upływem czasu i związaną z tym niepamięcią tłumaczyli swoje odpowiedzi kolejni świadkowie przesłuchani w procesie o odszkodowanie za utraconą wartość akcji Stoczni Szczecińskiej Porta Holding. W poniedziałek zeznawali m.in. były minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik oraz były prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Cezary Banasiński.
Przypomnijmy, że ok. 2200 akcjonariuszy Porty Holding domaga się od Skarbu Państwa zadośćuczynienia za utracone korzyści. Chcą wypłaty ponad 21 zł za akcję, bo taka była jej wartość księgowa w 2002 r., tuż przed upadłością SSPH. Łącznie roszczenia mogą wynieść co najmniej kilkadziesiąt mln zł. To największy pozew zbiorowy w Polsce. Reprezentantem grupy jest Krzysztof Piotrowski, były prezes Porty Holding.
Tym razem rozprawa w Sądzie Okręgowym w Szczecinie miała charakter wideokonferencji. Czterech świadków odpowiadało na pytania z siedziby Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza.
Prezes UOKiK w latach 2000-2006 Cezary Banasiński stwierdził, że nie ma wiedzy na temat przyczyn upadłości Porty Holding. Na wiele pytań, w tym dotyczących kontaktów z funkcjonariuszami Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie, odpowiadał: „nie pamiętam”. Zaznaczył, że Urząd opiniował sprawy dotyczące pomocy publicznej dla stoczni stoczni. Przedstawiciel UOKiK uczestniczył też w pracach zespołu powołanego do ratowania stoczni, ale był to zastępca prezesa.
Krzysztof Janik, szef MSWiA w latach 2001-2004, powiedział, że nie wie, czego dotyczy pozew i nie ma też wiedzy na temat upadłości SSPH.
– Raczej nie miałem nic wspólnego z gospodarką – mówił Janik. – Uznałem, że moi koledzy byli bardziej kompetentni, cały pion gospodarczy, kierowany przez wicepremiera Belkę.
Były minister nie przypominał sobie spotkań rządu w czerwcu i lipcu 2002 r., dotyczących SSPH, ani swojej na nich obecności. Pamiętał jedynie, że otrzymaną skądś informację o wszczęciu postępowania karnego przeciwko zarządowi stoczni „nieopatrznie powtórzył publicznie”.
– To był mój jedyny udział w tej sprawie, incydentalny – podkreślił. – Nie pamiętam, od kogo powziąłem tę informację. Później wyraziłem ubolewanie z tego powodu.
Wczoraj zeznawał także Mariusz Grendowicz, który od 2001 r. przez kilka lat był wiceprezesem Banku BPH.
– Nie jestem w stanie sobie przypomnieć szczegółów – zaznaczył na początku. Pamiętał, że w przeciwieństwie do innych banków, które finansowały jednostki w budowie, BPH przyznał także kredyt na przebudowę stoczniowej pochylni.
Świadek mówił o idei powołania konsorcjum ośmiu banków, które miałoby finansować produkcję statków.
– Przez kilka miesięcy byłem nieformalnym liderem tych ośmiu banków – podał. – Gdy okazało się, że stocznia nie ma zdolności kredytowej i nie będzie zgrupowania banków, przestałem się tym interesować.
Jak przyznał, kłopot stoczni ze spłacaniem kredytu był zaskoczeniem.
– Stocznia była ekspertem w budowie kontenerowców i pomimo niekorzystnego kursu dolara do złotego, nadal miała (niewielką) marżę zysku i mogłaby funkcjonować – zaznaczył. – Stąd nasze przekonanie, że najlepsza byłaby restrukturyzacja i podtrzymanie produkcji.
Wczoraj zeznawał również prof. Stanisław Sołtysiński, prawnik, któremu w październiku 2003 r. zlecono przygotowanie opinii dotyczącej rozliczeń spółek tworzących holding, gdy przeciwko odwołanym członkom zarządu SSPH toczyło się postępowanie karne. Wzorując się na orzecznictwie francuskim, uznał, że wyceny rynkowe pomiędzy spółkami mogą być nierespektowane, jeżeli leży to w interesie całego zgrupowania podmiotów.
– Opinia ta spotkała się z pozytywną oceną sądów I i II instancji oraz Sądu Najwyższego – powiedział prof. Sołtysiński.
Kolejni świadkowie – dziennikarka śledcza Anita Gargas oraz były minister skarbu państwa Aleksander Grad – mają być przesłuchani w styczniu 2017 r., również na wideorozprawie.
Tekst i fot. (ek)
Na zdj.: Poniedziałkowa rozprawa miała formę wideokonferencji.