(Nie każda) reklama dźwignią handlu

 

Z jednej strony baner m.in. o zabawkach - na tle żółci ostro bijącej po oczach. Z drugiej - w barwie brudnej pomarańczy reklamuje się pewien dyskont spożywczy.

Wielkoformatowe reklamy w Szczecinie - mieście do tej pory pozbawionym uchwały krajobrazowej, która chroniłaby ład przestrzenny i edukowała estetycznie - to krzykliwa codzienność ulic, placów i ścian domów. Jednak są miejsca szczególne, w których takie "szmaty" reklamowe nie powinny się pojawiać. Jak tu: w bliskości tzw. zielonego salon Szczecina - zabytkowych Jasnych Błoni, przestrzeni szczególnej pieczy konserwatorskiej.

Czy nawet w takim miejscu reklamy muszą krzyczeć?

"Im większy napis i większy kontrast między literami, a tłem tym większe wrażenie, że odbiorca zrozumie komunikat. Nic bardziej mylnego. Miasto jest tak zawalone nośnikami, że nasi mieszkańcy są przebodźcowani i przestali zwracać uwagę na te wszystkie nośniki, które krzyczą do nas na każdym kroku" - w jednej z interpelacji dotyczących "szmat" reklamowych, a skierowanych do Prezydenta Szczecina, zwracała uwagę radna Dominika Jackowski (Koalicja Obywatelska).

Natomiast za Michałem Dębowskim, Miejskim Konserwatorem Zabytków w Szczecinie przypominamy: "umieszczanie na zabytku wpisanym do rejestru urządzeń reklamowych wymaga pozwolenia właściwego konserwatora zabytków, a naruszenie tego przepisu jest zagrożone karą ograniczenia wolności lub grzywny".

(an)