Takiego ruchu w szczecińskiej Jadłodzielni jeszcze nie było! W okresie świąteczno-noworocznym bardzo wielu szczecinian podzieliło się z innymi nadwyżkami żywności i wielu z tych smakołyków skorzystało. Niestety, znalazł się i ktoś, kto w tej dobrej i ważnej działalności aktywistom Jadłodzielni bezmyślnie przeszkadza…
W nowej siedzibie Jadłodzielni przy ul. Żółkiewskiego 4 jest już prąd i ogrzewanie (przypomnijmy, została niedawno przeniesiona z pawilonu przy ul. Kordeckiego do lokalu użyczonego przez miasto).
– Już przed świętami mieliśmy ciepło i widno – mówi Elżbieta Abramowicz, jedna z wolontariuszek. – A to, ile osób nas w okresie świąteczno-noworocznym odwiedziło, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Pierwszego dnia po świętach już od godziny 7.30 zaczęto nam przynosić posiłki. Była ryba po grecku, kutia, bigos, łosoś, roladki szpinakowe, szynki, kiełbasy, naprawdę mnóstwo pyszności. Ci, którzy przychodzili po jedzenie, bardzo się cieszyli. Wszystko rozdaliśmy, nic się nie zmarnowało.
Po sylwestrowej zabawie przynoszonego z domów jedzenia było już mniej, ale i tak wystarczyło, by się z potrzebującymi podzielić. Nadwyżki żywności można do Jadłodzielni przynosić stale i stale też z nich korzystać. To miejsce funkcjonujące w Szczecinie od marca 2017 roku szybko się przyjęło i zyskało wielu sympatyków. Niestety, znalazł się i ktoś, kto wolontariuszom dobrą, potrzebną i ważną pracę bezinteresownie utrudnia, złośliwie zapychając zamki w drzwiach.
– Zdarzyło się to w ostatnim czasie dwa razy – mówi Elżbieta Abramowicz. – Przykre, że komuś takie rzeczy sprawiają radość. Zgłosiliśmy incydenty do TBS, obiecano sprawdzić, czy zdarzenia te objął monitoring. Proponujemy temu, kto to robi, by zamiast tej idiotycznej formy zabawy po prostu do nas wszedł, kiedy mamy otwarte.
Tekst i fot. (gan)