Lucek, Panda, Edi i Karmel – to ledwie ułamek słodkich kociaków, które pozostają pod opieką stowarzyszenia społeczno-ekologicznego „Zwierzęcy Telefon Zaufania”. Z każdym się wiąże smutna, czasem nawet dramatyczna historia. Jednak finał każdej może być szczęśliwy. Gdy tylko dać kociakom szansę.
Areka z miotem maluchów trafiła pod skrzydła wolontariuszy Zwierzęcego Telefonu Zaufania (ZTZ) przed rokiem. Wydobyta spomiędzy betonowych płyt rozrzuconych na peryferiach Pyrzyc. Była porzuconą domową kotką, bezradną w nagłej bezdomności. Jednak o życie swych kociąt stanęła do walki z psem. Nie opuściła ich, nawet gdy odgryzł jej ogon. Że przeżyła, to cud. Maluchy już znalazły własnych ludzi. Ona – trikolorka – prawdziwego własnego domu wciąż wypatruje.
– Wcześniej żyła w tak spartańskich warunkach, że zapomniała jak się śpi w miękkim posłaniu. Szukała podłóg lub równie twardych półek. Teraz jest już fantastyczna. Mruczy, tuli się do ludzi. Niestety, nie toleruje innych zwierząt. Trauma związana z walką o młode wciąż w niej tkwi, więc prycha nawet na psy pojawiające się na ekranie telewizora. Była bita przez inne koty, więc i ich się boi. Potrzebny jej dom bez innych zwierząt. O taki dla kotów starszych niż kilkumiesięczne maluchy jest teraz bardzo trudno – mówi Anna Ptak, prezeska stowarzyszenia społeczno-ekologicznego „Zwierzęcy Telefon Zaufania”.
Razem z Areką na przygarnięcie czeka ponad 60 innych kocich bezdomniaków. Część przebywa w kociarni ZTZ, a pozostałe – karmiące kotki z młodymi oraz samodzielne co najmniej 8-tygodniowe słodziaki – są pod opieką wolontariuszy stowarzyszenia, w tzw. domach tymczasowych.
Wśród nich są: Edi, Koko, Naomi i Szakira. To maluchy, które ktoś wywiózł w kartonie na skraj lasu. Matka opiekowała się nimi jak umiała. Gdyby nie pomoc wolontariuszy ZTZ, już byłoby po nich.
– Wszystkie kocie nieszczęścia biorą się z braku sterylizacji. Ludzie lekceważą problem, a potem piszą historie odepchniętych, zaniedbanych, porzuconych i cierpiących zwierząt. Takie jak choćby Pandy, znalezionej na stacji benzynowej na peryferiach Drawska Pomorskiego. Przecież z trójką maluchów karmiąca kotka nie mogła sama się przedostać przez cztery pasy ruchu – opowiada Anna Ptak. – Ostatnio trafiła pod naszą opiekę również inna kocia mama, która okociła się pod domkiem letniskowym w Międzywodziu. Ktoś ją wyrzucił z domu, ciężarną. Gdy z trójką maluchów do nas dotarła, była tak zarobaczona, że po podaniu tabletki na odrobaczenie… dosłownie lało się z niej „spagetti”.
Lucek z Bianką mieli po 6 tygodni, gdy odrzuciła ich matka – domowa kotka ze wsi pod Lipianami. Maluchy były nie tylko odwodnione, wygłodzone, ale też miały liczne gnijące nadżerki, w tym dziąseł. Cierpiały potwornie, zakażone caliciwirusem. Walka o życie kociąt trwała tygodniami. Choroba nawracała. W końcu maluchy są całe, zdrowe, niezwykle proludzkie i – jak inne bezdomniaki z tzw. kociej górki w Zwierzęcym Telefonie Zaufania – wypatrują dobrych ludzi.
– Trafiają do nas koty zapchlone, zarobaczone, zakleszczone, odwodnione, chore na koci katar, nerki, białaczkę, zakażone caliciwirusem, także FIV, jak również z wypadków: połamane. Nie jest łatwo wyprowadzić je z takiego stanu. Czasem wystarczy dobre jedzenie i czuła opieka, a czasem niezbędne są miesiące kosztownego leczenia. Ale dajemy radę. Przy wsparciu wielu dobrych i życzliwych ludzi
– przekonuje p. Anna. – Teraz wielu naszych podopiecznych jest już gotowych na nowy etap w życiu: czekają nowe własne domy i kochające rodziny. Od nas dostają bagaż dobrych doświadczeń, więc są ufne wobec ludzi: mruczące i przytulaśne. Nic, tylko je kochać!
Podopieczni Zwierzęcego Telefonu Zaufania na nową drogę życia są też zdrowi (z książeczkami zdrowia – przyp. aut.), zaszczepieni i oznakowani przy pomocy mikroczipa. Gros z nich jest też wysterylizowanych.
– Tylko najmłodszych kociaków nie sterylizujemy. Obowiązek ten przekładając na nowych opiekunów. Są do tego zobowiązywani umową adopcyjną. Fakty są takie, że wszystkie kocie nieszczęścia biorą się właśnie z braku tego zabiegu, a szczęśliwe i dłogowieczne są tylko te wysterylizowane, czyli kochane przez odpowiedzialnych opiekunów – dodaje p. Anna.
Mają od 6 tygodni po parę lat. Są wśród nich czarne, rude, łaciate i trikolorki. Każde z oryginalnym charakterem i niepowtarzalną mocą zjednywania sobie ludzkich serc. Wystarczy dać choć jednemu – z podopiecznych stowarzyszenia społeczno-ekologicznego „Zwierzęcy Telefon Zaufania” – szansę: przytulić, przygarnąć, pokochać. Na już i na zawsze. Zdobycie prawdziwego – choć na czterech łapach – przyjaciela jest możliwe pod telefonem: 91 422 30 88. ©℗
Arleta NALEWAJKO